niedziela, 22 marca 2015

Ogródkowe pogaduchy...



- Zobacz jak się popisuje! To już trzeci motyl!
- Jednego zaniósł Pańci, żeby się podlizać.
- I dostać kurczaczka na obiad.
- Dołącz do niego, bo widzę, że masz ochotę!


- Idę, to może Pańcia też spojrzy na mnie takim pełnym miłości wzrokiem.


- Nie narzekaj moja droga.Ciągle jesteś przytulana, miziana i całowana. Zauważyłaś, że Cymes wówczas udaje chorego?
- No ostatnio, to po prostu przegiął, nawet jeść przestał! A jak go Pani wzięła  na ręce i zaczęła tulić i pytać co mu jest, bo się strasznie martwi jego smutkiem, i może trzeba wezwać lekarza -  to jak się już namruczał i namiział, to dostał takiej głupawki ze szczęścia, że dom się trząsł!
- Noo, a Pani znowu ze szczęścia  zaczęła go całować! Manipulant!!


- No dobra! To ja teraz wykonam popisowy lamparci skok i odbiorę mu tego motyla!!


Jeeest!!! Udało się!!! Dobra jestem!!!


- Trzeba przyznać, że Cymes też, bo natychmiast go znowu przejął...

- A ja sobie spokojnie niebo poobserwuję. Cicho jakoś dzisiaj...ledwie dwa wróbelki przeleciały, kilka much, no i te motyle...


- Uwielbiam się myć w słońcu, gdy mam takie ciepłe futerko...


- Ech! Czy Pani musi mnie podglądać, gdy jestem w mojej zacisznej toalecie?


- Nie uważasz Guido, że nasza wyższość nad psami polega na tym, że my nie szczekamy?
Jak można tak bez powodu zakłócać niedzielną ciszę, tego nie rozumiem!
- A widziałeś Cymesku, jakie głębokie doły w trawniku wygrzebał nasz nowy sąsiad? Czy tobie coś takiego przyszłoby w ogóle do głowy? Przecież to nie do pomyślenia!!! A ujada jak głupi!
- Wracamy!!!


- Cymes, zajmij ty się sobą, a nie mną, jasne?!


- Sprawdziłeś łapy? Grzebałeś przecież w ziemi!


- Guido, ja jestem już dorosły, a ty mnie wciąż strofujesz!!!


- Ale mucha! Ale tłusta!
- To ty się zajmij muchą, a ja dam buzi Hikari...


- Pięknie pachniesz Maleńka! Kurczaczkiem...No tak! Znowu pierwsza przy misce!!!



- Pędzę i ja! Pięknie pachnie!
- Kurczak, czy ja??
- Jasne,że ty, Maleńka....!

niedziela, 15 marca 2015

Zaduma...



     Wczoraj poszłam do sklepu po świeże pieczywo, żel do prania i jakieś tam drobiazgi.
Spieszyłam się, ale moją uwagę przykuła niezwykle sympatyczna para starszych ludzi. Oglądali papier toaletowy, analizując najdrobniejsze szczegóły: wygląd, ilość warstw, gdzie został wyprodukowany, długość rolki, kolory, wzory, tłoczenia i jak to się ma w ostatecznym rozrachunku do ceny. Do głowy by mi nie przyszła, aż taka analiza produktu, przed jego zakupem. Jestem zwykle bardzo szybka w doradzaniu, to moja straszna wada, ale tym razem ugryzłam się w mój długi jęzor, nie pozwalając sobie na popsucie tej przemiłej parze radości dokonywania bardzo przemyślanych zakupów. To był wręcz rytuał! A jak miło się przy tym przekonywali, a nawet przekomarzali!
Ten rytuał powtarzał się przy każdym produkcie, który zamierzali kupić, a mój zachwyt zamienił się w skupioną uwagę z jaką zaczęłam się im, oczywiście dyskretnie, przyglądać.

Trochę zrobiło mi się smutno, że nie jest mi dane od Losu to szczęście bycia razem z człowiekiem, tak długo... tak jak Oni... że dobry Bóg pozbawił mnie  tego...

Przy regałach ze słodyczami długo oglądali: ptasie mleczka, biszkopty i czekolady... miałam wrażenie, że wyłącznie pasą oczy i nie zamierzają niczego kupić. Gdy On, mimo wszystko, włożył do koszyka ptasie mleczko, Ona dotknęła jego dłoni i patrząc Jemu w oczy powiedziała: - Nie dzisiaj...
Ich lista zakupów była krótka i zawierała wyłącznie rzeczy najpotrzebniejsze by przeżyć do poniedziałku i uzupełnić artykuły do higieny osobistej i czystości domu.
Ogarnął mnie smutek... wielki smutek... Oni jeszcze przy kasie , wyjmując z koszyka produkty, każdemu z nich przyglądali się z wielką uwagą. Na koniec, już po odejściu od kasy,  stali jeszcze chwilę,  analizując paragon, jakby ze zdziwieniem, że kwota przekroczyła ich przewidywania... i zrobiło mi się żal, żal wszystkich starszych ludzi.

Wracałam do domu nie rozłożywszy parasola. Po policzkach spływał mi deszcz... miał dziwnie  słony smak...........................................................................................................................................

środa, 11 marca 2015

Wiosna...?



     Nareszcie coś się dzieje! Coś fruwa! Coś pełza! Coś usiłuje się przebić z ziemi! Ziemia jednak jeszcze mocno zamarznięta, tylko miejscami puszcza, tam gdzie więcej słońca, ale ono bardzo krótko w ogródku gości. Zbyt nisko świeci ...za dom ucieka...

    Hikari i Cymes to dwa czorty! Nie mogę się nadziwić, że mając rubensowskie kształty, można być tak dynamiczną kotką! Wczoraj i dzisiaj to właśnie ona wiodła prym, polując na wszystko co się rusza. Największą jednak frajdę sprawiły kotom motyle: wielkie i żółte! Cała trójka biegała za nimi, jednak tylko Hikari udało się złapać jednego i przydeptać, ale w momencie, gdy chciała sprawdzić czy motyl żyje, ten zwiał...


Natychmiast wyrósł przy niej Guido ze wsparciem, ale ona już była zajęta czym innym.



Guido wycofał się dyskretnie, ale zjawił się Cymes, a ten niestety potrafi doprowadzić ją czasami do furii, bo ciągle ma jakieś pytania i zastrzeżenia.



Hikari słucha go uprzejmie do pewnego momentu, a potem bez słowa zostawia, postanawiając wrócić do domu.


Wracając przechodzi przez "cymesową ziemię," dając mi do zrozumienia, że została znowu przez Cymesa przeorana i , że na pewno trawa tu nam nie wyrośnie.



Gdy Cymuś to zobaczył - wpadł na swój kawałek ziemi, by znowu powiększyć zagłębienie i wyraźnie nam przekazać, że to jego prywatny teren!


Dwa lata temu powyrywał trawę, dopasowując wgłębienie do swojego ciałka, by jak w kolebce układać się pod baldachimem zwisających gałązek i wylegiwać się tutaj w upalne letnie dni.

Guidek ze spokojem przyglądał się szalonemu Cymeskowi.


Hikari leżakowała już na tarasie, na fotelu, który jej przyniosłam. Zauważyłam, że bardzo ciągnie do miejsc nasłonecznionych.


Za chwilę pojawił się na tarasie Guido, zbyt mocno wchodząc mi w kadr, ale skierował się od razu do salonu. Uznał widać, że czas coś przekąsić i iść spać do łóżka...


Rzuciłam ostatnie spojrzenie na zwiastuny wiosny...podlać, czy poczekać na deszcz, który zapowiadają?




niedziela, 1 marca 2015

Miłość niejedno ma imię...



       "Miłość niejedno ma imię" - tak zatytułował  Pierre La Mure  swoją książkę o Feliksie  Mendelssohnie, a ja uznałam, że to bardzo dobry tytuł do tego posta, albowiem nie tylko koty są moją miłością - książki też!
Kocham je miłością wielką! Jestem molem książkowym z dziada - pradziada, a do tego bibliofilką!
Chciałabym mieć każdą dobrą książkę w swojej bibliotece, zdając sobie sprawę, że  to utopia... ale myślę, że mogę się pochwalić zupełnie niezłym zbiorem.

    Kiedyś, w czasach słusznie minionych, kiedy wszystko się "załatwiało", lub kupowało spod lady w zaprzyjaźnionych księgarniach -  doznawałam niezwykłego wzruszenia, gdy brałam do ręki rarytas wydawniczy, który udało mi się zdobyć. Ten rodzaj wzruszenia pozostał we mnie, tyle, że w mocno złagodzonej formie, bo nie muszę już tak zabiegać o zdobycie jakiegoś tytułu - po prostu idę go kupić, lub przywożą mi do domu. Chociaż zdarza się, że nakład wyczerpany, wznowień nie ma, na Allegro też pozycja nieosiągalna,więc trzeba dużo cierpliwości.

    Jednak, o zgrozo, wraz z  dostępnością, a nawet zalewem książek - nastały czasy nieczytania!
Jakie to smutne! Co prawda ja tego aż tak nie odczuwam, bowiem w moim otoczeniu są ludzie, którzy czytają.
Media jednak biją na alarm. Postanowiłam więc włączyć się do walki o poprawę czytelnictwa w naszym kraju!
Ale to zabrzmiało, nie? W jaki sposób? Ot po prostu od czasu do czasu  postaram się zachęcić do przeczytania jakiejś pozycji. Nie, nie zamierzam pisać recenzji, ani streszczać przeczytanych książek, raczej tylko poza słowami zachęty, jakiś fragment, refleksja... zobaczymy...


    Tak, tak! Kocham prokuratora Teodora Szackiego i nie jestem zadowolona, że Zygmunt Miłoszewski postanowił się z nim pożegnać. Ta trylogia zdecydowanie zdobyła moje serce. To nie są "zwyczajne" kryminały i chociaż sam Miłoszewski kiedyś w wywiadzie powiedział, że zdaje sobie sprawę, że uprawia literaturę komercyjną, bo mu jedynie zależy, by czytelnik się dobrze bawił i popychany ciekawością chciał przewrócić kolejną kartkę - to ja jednak uważam, że sfabularyzował niezwykle ważne problemy społeczne, które nas Polaków gnębią i dzielą:
- w "Uwikłaniu" -  podporządkowywanie się postkomunistycznej mafii, która wszystkich potrafiła zmusić do wszystkiego, bo na każdego miała haka,
- w "Ziarnie prawdy" - ośmiesza logikę antysemicką,
-  w "Gniewie" - przemoc w zwyczajnych, normalnych, przeciętnych rodzinach - przemoc, która rodzi... gniew! I zemstę!
No i ta niezwykle ciekawa osobowość Szackiego z określoną filozofią życiową. Twardziel, który usiłuje pogodzić prawo ze sprawiedliwością. A do tego jest przystojny, elegancki, dowcipny,trochę narcystyczny.

    Obecnie czytam książkę Joanny Bator pt. Rekin w parku Yoyogi.
Odniosę się do niej po przeczytaniu, ale już teraz jedno mogę podkreślić, że się nią delektuję i czytam bardzo wolno, tak jakbym chciała jak najdłużej pozostawać w opisywanych miejscach i pozwalać się zadziwiać autorce tych cudownych esejów i reportaży o niezwykłych miejscach , ludziach i zwyczajach. "Bez dziwienia się - jak pisze autorka - nie ma nie tylko filozofii, lecz również antropologii, literatury i reportażu. Nie ma twórczego życia".

Rzecz dla miłośników kultury japońskiej... i nie tylko...