sobota, 22 grudnia 2018

Od kwietnia do listopada... wspomnienia...







                No tak... ktoś napisał do mnie: " Pojawiasz się i znikasz i znikasz i znikasz..."
To fakt. Ostatni post, to post marcowy, a mamy już koniec roku. (!)
Tak, jestem leń, leń, leń, leń...ale nie do końca. Robiłam zdjęcia, pisałam teksty, modyfikowałam, zmieniałam, czas uciekał, ja nie publikowałam, więc znowu zmieniałam, aktualizowałam, znowu odkładałam, a teraz to już nie wiem sama od czego zacząć... Tyle się słów nazbierało i zdjęć... Ktoś mi powiedział: na co czekasz? Po prostu zacznij, ot tak... z biegu, przecież wszyscy lubimy wspomnienia!
Dzięki przyjacielu! Ruszam więc i zaczynam od wiosny.



Prawda, że piękny! Ja niestety nie grzeszę wiedzą ornitologiczną, wstyd! Muszę to nadrobić.


Wiosna - najbardziej  oczekiwana i najbardziej pracowita pora roku.
Przycinanie, sadzenie, nawożenie - wszystko konsultowane z kotami, które wykazywały niebywałe zainteresowanie każdą czynnością. Szczególnie Hikari... no cóż, baba!




Cymesik... o nim można nieskończenie. Jest pięknym i bestią w jednym. To 100% kota w kocie! I to  jego przekonanie  o swojej ważności i władzy jaką ma nad nami wszystkimi.... no i ma!... nie przeczę!




Czy to właśnie dlatego on ciągle podgląda Hikari w jej zielonej toalecie? I ciągle ją strofuje? Na szczęście ona potrafi mu tak przywalić z liścia, że odchodzi jak niepyszny!

Do Guida zaś, ciągle się przytula i nadal traktuje go z wielkim respektem.


Kwiaty... Donice obsadzone, a krzewy kwitną przecudnie....









- Coś bieleje się w cieniu, czy to nie jest kocia niewiasta ?


Słodka Bania-Grubania walcząca z komarem....





Uwielbiam Księżyc, jego wszystkie fazy, a szczególnie pełnię.

Taki był kwiecień  i maj. Kwietniowo-majowe koty, kwiaty i Księżyc...

A CZERWIEC?
A w czerwcu to było tak:




Hikari w pogoni za motylkiem - to sama rozkosz patrzenia na tę wielką ośmiokilową kulę, która zadziwia sprawnością fizyczną.


  -  Już...? Już nie chcesz się ze mną bawić?


- Nie, to nie... wracam do domu, słoneczka już nie ma - czas na sen...tylko wcześniej coś przegryzę... odrobinkę, ciut, ciut.  Co jest większe, ciut, ciut czy odrobinka ?

Tymczasem Guido zajął się porzuconym motylkiem, prezentując typowe dla siebie: elegancję i delikatność każdego gestu...




Uwielbiam jego sylwetkę... w każdej pozie...


LIPIEC i szczególne wydarzenie w którym uczestniczyłam!

27 lipca miało miejsce CAŁKOWITE ZAĆMIENIE KSIĘŻYCA!



Ta bialutka kropka poniżej Księżyca - to Mars!





Wypatrywałam też stacji kosmicznej, no i udało się!



SIERPIEŃ - pełnia lata w moim miniaturowym ogródku...


... i początek jesieni...






-  A właśnie, że nie spadnę!  Będę  wisiał do wiosny a potem się zazielenię i ....
- Spadaj! - zaskrzeczała przelatująca sroka.
- A właśnie, żeeee - liść zakołysał się i....spadł.

A od dzisiaj jest kalendarzowa zima....

sobota, 10 listopada 2018

ŻYCZENIA DLA POLSKI








         
Życzę Ci Polsko MIŁOŚCI do lasów i zwierząt. Do wody czystej i nieba bez smogu.

Życzę Ci MĄDROŚCI, byś nie gardziła dorobkiem naukowym naszej cywilizacji i była odporna na
wszelką głupotę ludzi nieodpowiedzialnych.

Nie pozwól Polsko, wymazywać z pamięci pięknych kart historii i nazwisk wielkich ludzi, by
zastępować je innymi.

Szanuj Prawo i Konstytucję.

Bądź, proszę, odporna na wirusa nienawiści. Odporna na hasła, które mogą odwrócić bieg historii i sprawić, że znajdziemy się znowu w szarej, mrocznej przeszłości.

Pamiętaj, czasami między dobrem i złem jest cienka, krucha nić. Miej tę świadomość, aby w porę móc zawrócić.

Kocham Cię Polsko i proszę, raduj się  setną rocznicą odzyskania niepodległości.
Przestań w końcu płakać i wstań z grobów, bo ile można?! Czy naprawdę nie potrafisz żyć bez cierpienia?

STAŃ SIĘ POLSKO SYMBOLEM PRAWOŚCI, RÓWNOŚCI ,TOLERANCJI, MĄDROŚCI
DOSTATKU ....I UŚMIECHU !



niedziela, 4 marca 2018

Tak bardzo mi żal....





Po zachodzie słońca, pięknym i krwawym, usiadłam do komputera, bo wszystko wreszcie ułożyło mi się w głowie. Już wiedziałam od czego zacząć i myślałam, że uda mi się ujarzmić emocje...
No i co ?  No i głowa mi płonie, ciśnienie rośnie i czuję, że nie dam rady!!! Biorę głęboki oddech...
i ..... MICHASIA NIE MA!
NIE MA!
Mój magiczny KOT zniknął z mojego życia w pewien  piątek, zaraz po Nowym Roku....
Przez pierwsze dwa dni nieobecności, złościłam się na niego, że łazi gdzieś, łachmyta jeden.... Ale potem był trzeci, czwarty , piąty dzień ... tydzień, dwa... a ja czekałam , pytałam, rozglądałam się i myślałam: Boże, żeby tylko nie cierpiał...
Taki piękny, taki wyniosły, taki arystokratyczny, taki zadbany, taki czyściutki, taki mądry, takie magiczne światło od niego biło.... Taki absolutnie wyjątkowy!
Nie dając sobie rady ze stratą, zaczęłam myśleć, że może jednak dał się komuś namówić na kochający  dom, bez żadnych kotów, którym musiałby się podporządkować. No i może zamieszkał gdzieś dużo dalej, bo inaczej by mnie odwiedził... wiem, że mnie bardzo kochał... to wiem na pewno.
A może szukał Fryga, bo bardzo za nim tęsknił??
To małe pręgowane szczęście uwiodło Michasia całkowicie. Razem spali, jedli z jednej miski, razem bawili się w ogródku przed domem i razem wyruszali na nocne łowy, a rano dwie główeńki pokazywały się w otworze budki, gdy wynosiłam śniadanie. To był cudowny widok!

Teorie spiskowe, to ja lubię tylko w literaturze... ale dlaczego właśnie te koty, które ubóstwiałam: Frygo... a potem Michaś.... Dlaczego?!

Przy okazji, ze zdumieniem przekonałam się, jak bardzo te zwykłe dachowce są nielubiane, a czasem wręcz znienawidzone...  Te wspaniałe, inteligentne, niezwykłe dachowce!!!
Przestałam więc dzielić się moją rozpaczą i nadzieją, widząc to wielkie zdumienie w oczach ludzi, którzy nic o kotach nie wiedzą. No bo jeszcze gdyby to rasowe zginęły, ale zwyczajne? I po co tyle  krzyku?  Przecież mieszkają ze mną trzy piękne koty rasy brytyjskiej!
Fakt...

Zanim zdecydowałam się na koty o krótkich łapach i ciężkich dupkach, które nie podskoczą zbyt wysoko i trudno będzie im przejść przez ogrodzenie, miałam trzy koty rasy europejskiej, zwyczajne, domowe.  Dwa - Łatek i Tiga -  przeżyły ze mną siedemnaście lat, Kubuś, niestety tylko trzy lata - bo przedstawiciel wspaniałego gatunku homo sapiens, postanowił uczynić z niego ruchomy cel, ćwicząc strzelanie z broni śrutowej. Kubuś dwa razy był ranny i dwa razy uratowany... niestety był jeszcze trzeci raz...
Człowiek to brzmi dumnie...

Kocham koty. Kocham je bez względu na rasę, kolor i charakter....  I mam nadzieję, że gdy będę przekraczać granicę obu światów, to naprzeciw mnie wyjdzie gromadka moich ukochanych zwierzaków - Łatuś, Tiga, Kubuś, Gacuś, Frygo i Michaś....
I wszystkie inne, które odeszły za TM, a które przychodziły do mnie na posiłek.


Gdy pisałam, to w okno zaglądał przecudnej urody Księżyc....złoty...
To on dodał mi siły, żeby w końcu o tym napisać.
Dobranoc Moi Drodzy. Dobranoc.