niedziela, 4 marca 2018

Tak bardzo mi żal....





Po zachodzie słońca, pięknym i krwawym, usiadłam do komputera, bo wszystko wreszcie ułożyło mi się w głowie. Już wiedziałam od czego zacząć i myślałam, że uda mi się ujarzmić emocje...
No i co ?  No i głowa mi płonie, ciśnienie rośnie i czuję, że nie dam rady!!! Biorę głęboki oddech...
i ..... MICHASIA NIE MA!
NIE MA!
Mój magiczny KOT zniknął z mojego życia w pewien  piątek, zaraz po Nowym Roku....
Przez pierwsze dwa dni nieobecności, złościłam się na niego, że łazi gdzieś, łachmyta jeden.... Ale potem był trzeci, czwarty , piąty dzień ... tydzień, dwa... a ja czekałam , pytałam, rozglądałam się i myślałam: Boże, żeby tylko nie cierpiał...
Taki piękny, taki wyniosły, taki arystokratyczny, taki zadbany, taki czyściutki, taki mądry, takie magiczne światło od niego biło.... Taki absolutnie wyjątkowy!
Nie dając sobie rady ze stratą, zaczęłam myśleć, że może jednak dał się komuś namówić na kochający  dom, bez żadnych kotów, którym musiałby się podporządkować. No i może zamieszkał gdzieś dużo dalej, bo inaczej by mnie odwiedził... wiem, że mnie bardzo kochał... to wiem na pewno.
A może szukał Fryga, bo bardzo za nim tęsknił??
To małe pręgowane szczęście uwiodło Michasia całkowicie. Razem spali, jedli z jednej miski, razem bawili się w ogródku przed domem i razem wyruszali na nocne łowy, a rano dwie główeńki pokazywały się w otworze budki, gdy wynosiłam śniadanie. To był cudowny widok!

Teorie spiskowe, to ja lubię tylko w literaturze... ale dlaczego właśnie te koty, które ubóstwiałam: Frygo... a potem Michaś.... Dlaczego?!

Przy okazji, ze zdumieniem przekonałam się, jak bardzo te zwykłe dachowce są nielubiane, a czasem wręcz znienawidzone...  Te wspaniałe, inteligentne, niezwykłe dachowce!!!
Przestałam więc dzielić się moją rozpaczą i nadzieją, widząc to wielkie zdumienie w oczach ludzi, którzy nic o kotach nie wiedzą. No bo jeszcze gdyby to rasowe zginęły, ale zwyczajne? I po co tyle  krzyku?  Przecież mieszkają ze mną trzy piękne koty rasy brytyjskiej!
Fakt...

Zanim zdecydowałam się na koty o krótkich łapach i ciężkich dupkach, które nie podskoczą zbyt wysoko i trudno będzie im przejść przez ogrodzenie, miałam trzy koty rasy europejskiej, zwyczajne, domowe.  Dwa - Łatek i Tiga -  przeżyły ze mną siedemnaście lat, Kubuś, niestety tylko trzy lata - bo przedstawiciel wspaniałego gatunku homo sapiens, postanowił uczynić z niego ruchomy cel, ćwicząc strzelanie z broni śrutowej. Kubuś dwa razy był ranny i dwa razy uratowany... niestety był jeszcze trzeci raz...
Człowiek to brzmi dumnie...

Kocham koty. Kocham je bez względu na rasę, kolor i charakter....  I mam nadzieję, że gdy będę przekraczać granicę obu światów, to naprzeciw mnie wyjdzie gromadka moich ukochanych zwierzaków - Łatuś, Tiga, Kubuś, Gacuś, Frygo i Michaś....
I wszystkie inne, które odeszły za TM, a które przychodziły do mnie na posiłek.


Gdy pisałam, to w okno zaglądał przecudnej urody Księżyc....złoty...
To on dodał mi siły, żeby w końcu o tym napisać.
Dobranoc Moi Drodzy. Dobranoc.