Ostatnia niedziela - to szalona niedziela.
Przez całą noc padał śnieg. Rankiem słońce lekkim dotknięciem ożywiło zasypany świat, nietknięty jeszcze ludzką nogą.
Z przyjemnością patrzyłam w okno żałując, że nie będę mogła iść na spacer, by zostawić pierwsze ślady na tej sterylnej bieli i delektować się urodę pejzażu spowitego w puszysty biały śnieg.
Moimi niedzielnymi towarzyszami miały być jedynie: leki na bakterie, łóżko na wirusy, no i ... koty.
Jednak to spokojne białe piękno nie trwało długo. Widok za oknem zmieniał się jak w kalejdoskopie.
Chmury zasłoniły niebo. Przyleciał wiatr. Sypnęło śniegiem. Za oknem rozpoczął się szalony taniec
wiatru ze śniegiem... chwilami prawie nic nie było widać, tylko światła samochodów.
I nagle przejaśnienie, by w kilka chwil potem wielkie, lepkie płatki śniegu, znowu przysłoniły świat...
Natomiast zachód słońca był przepiękny!
Pięknie było. Fantastycznie spacerowało się w zamieci śnieżnej. Małgosia i Rafał
OdpowiedzUsuńPiękne ujęcia zimy Inez
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo... przepraszam, że z opóźnieniem... :)
UsuńEj,taką śnieżyce lepiej oglądać z okno ciepłego domeczku! Ale za to teraz jakie mamy piękne słoneczko :-) Mam nadzieję, że Cymes odbył już niejeden patrol w ogrodzie :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie odbył. Cofający się śnieg obnażył wręcz czarną terakotę i czarną trawę tam, gdzie wylatuje woda z rynny. Dopiero teraz widać, co spływa z dachu - cała tablica Mendelejewa! Musiałabym to umyć i porządnie wypłukać, a jeszcze nie jestem dość silna po chorobie. Miałam wrażenie, że Cymuś zrozumiał o co chodzi i specjalnie nie zabiegał o wyjście :)
Usuń