wtorek, 28 kwietnia 2015

Otwarcie sezonu...



    Ostatni weekend zachwycił słońcem i wysoką temperaturą; zieleń eksplodowała.
Nareszcie - pomyślałam. Całą zimę czekałam na taki właśnie poranek. Spokój, cisza - miasto śpi, ptaszki śpiewają, kawa rogalik i koty, które ominąwszy kuchnię, wypadły na taras.
Cymes po szybkim obchodzie ogródka, wbiegł do domu i wyszedł za chwilę, niosąc w pyszczku zmaltretowaną do granic wytrzymałości ukochaną mysz.
- Oho! Otwiera sezon - pomyślałam.
Gdy znowu zniknął w domu, ja wyrzuciłam do ogródka tunel.


Cymes wyszedł ze szczurem w pyszczku i krokiem majestatycznym ruszył w kierunku tunelu.
Po wykonaniu kilku układów choreograficznych - zawiesił się na jakiś czas, popadając w błogostan...


Znowu skierował się do domu, by po chwili  wyjść ze swoją ukochaną piłką...



Potem przyniósł kolejnego szczura...


Wreszcie Hikari wyszła ze swojej samotni, by dołączyć do zabawy, a ja bałam się, że dojdzie do bójki...



Gdy odeszła, Cymes policzył swoje zabawki - bo z nią nigdy nic nie wiadomo...i znowu pobiegł do domu...


Przywlókł cztery szczury na jednym ogonie i wyraźnie zmęczony odszedł, a Hika zastanawiała się: tunel, czy szczurki?


Wybrała tunel, a szczurkami zajął się zachwycony Guido...




Tymczasem Cymesik odpoczywał, podpatrując od czasu do czasu co robi Guido i Hikari. Podejrzewam, że czuł się absolutnie niezbędny w tym stadzie.... Bo kto potrafi tak wszystko zorganizować, wszystkiego dopilnować i o wszystko zadbać? No kto?!



wtorek, 21 kwietnia 2015

Na majowe weekendy




          Woody Allen powiedział, że świat stoi na rozdrożu: jedna droga prowadzi do samounicestwienia, druga do katastrofy. Módlmy się za dobry wybór.


No tak! Uwielbiam jego czarny humor... ale  modlę się raczej, żeby Woody nie okazał się prorokiem mimo woli. Jedno jest pewne -  świat dysponuje w tej chwili takim arsenałem zagrożeń, że jest w czym wybierać i jak się dobrze zastanowić to są to wyłącznie zagrożenia prowadzące właśnie do katastrofy, lub samounicestwienia.  Zanim to jednak nastąpi, podarujmy sobie trochę radości w postaci przeczytania dwóch zbiorów opowiadań - dla złapania dystansu, dla odzipki, dla pobudzenia wyobraźni, dla powielenia neuronów w mózgu i stworzenia między nimi nowych połączeń, oraz dla zwyczajnej ludzkiej przyjemności.

Pomyślałam sobie, że jako pierwsze, na dziesięć dni przed majem -  miesiącem miłości, zaprezentuję "Zachcianki", zawierające dziesięć opowiadań, prowokujących opowiadań, bezpruderyjnych i odważnych opowiadań, nie jestem pewna jedynie czy ...zmysłowych opowiadań??

Autorzy - zdecydowanie zaskakują.
Oto oni:


Zaskakują - to mało powiedziane. Autorzy objawiają się nam w zupełnie innej odsłonie i innych możliwościach literackich. Zdarza się, że spodziewając się rozbuchanego erotyzmu, pływamy w spokojnych i subtelnych wodach lekkiego niepokoju, lub pławimy się  się w rozbujanej wyobraźni, która oferuje rewolucyjne rozwiązania, prowadzące do uzdrowienia naszej cywilizacji z obłędu fascynacji zboczeniami, mordem, gwałtem i tym wszystkim co znajduje się w jurysdykcji Czarnego Anioła Zła.
Niewątpliwie interesujące opowiadania, które się czyta się z mniejszą lub większą  przyjemnością - jedynie Dukaj może  zmęczyć...nieco...
Nie wiem dlaczego nie zaproszono Anny Janko. Myślę, że wówczas znalazłoby się jedno prawdziwie zmysłowe opowiadanie.
No więc dlaczego, mimo wszystko, polecam ten zbiór?  Pewnie dlatego, że intryguje, jest pełen kontrastów i daje nadzieję na więcej odwagi w polskiej prozie.


Następnym proponowanym zbiorem jest, wydany w 1995 roku, tom najlepszych opowiadań publikowanych w Playboyu na przestrzeni czterdziestu lat .


Oto prawdziwy rarytas! Zdjęłam z półki, bo czas na odświeżenie niektórych pereł.  Jak widzicie, są tu nazwiska, które lśnią diamentami na niebie literatury światowej i to wystarczy, żeby błagać na kolanach: przeczytajcie te opowiadania!!!


Zachwyty czas zacząć, maj niedługo rusza!

Ja zaczynam od schadzki z Haruki Murakamim i jego znakomitym opowiadaniem: "Drugi atak na piekarnię"

Miłego czytania!


niedziela, 19 kwietnia 2015

Kocia strategia




     Hikari wciśnięta między dwie donice,cierpliwie obserwowała muchę, która bezczelnie i prowokacyjnie kręciła się w pobliżu jej nosa. Nieee...pomyślałam, musi być już lekko uszkodzona, inaczej dawno by odleciała.

Mucha najwyraźniej wiedziała o czym myślę, bo zerwała się... ale nie, nie odfrunęła za daleko.
Zaczęła znowu kręcić się w kółko, blisko Hiki, która uznała pewnie, że przystawka jest za chuda i nie warto w ogóle sobie nią głowy zawracać.

Bezczelna mucha, chyba znowu odebrała nasze myśli, bo zaczęła się zbliżać do kotki, pragnąc pewnie udowodnić, że jest piękna, ponętna, tłuściutka, a tym samym niezwykle seksowna i apetyczna. A jakie IQ !!  I  jaka odwaga !!

    Po skonsumowaniu muchy, Hikari długo piła wodę, z niesmakiem myśląc o żylastej przystawce...
Latem - to dopiero będą muchy!!!!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Tośkanietośka...





Historia, którą opiszę wydarzyła się wiosną, ubiegłego roku. Niektórzy ją znają, więc mogą mieć wrażenie deja vu...

    Podlewałam kwiaty na ganku. Nagle przez płot przeskoczył kotek, podbiegł do mnie i zaczął owijać się wokół nóg, haftując przestrzeń  radosnymi wzorami i patrząc mi głęboko w oczy.
Kiciunia, jaka ty jesteś śliczna!  Jajek nie widzę, więc dziewczynka, tak na oko - 8 miesięcy?
Jaka delikatna i pięknie pręgowana jak moja śp. Tiga... i jaka chudziutka! Zaraz ci przyniosę jedzonko ...poczekaj chwilkę. Naszykowałam pół puszeczki kurczaka z tuńczykiem i  troszkę suchej, martwiąc się, że nie jest odpowiednia dla wieku...ale nic to, kupię jej !
Matko, co ty wyprawiasz - myślałam jednocześnie -  nie możesz jej wziąć do domu!!
Może znajdę jej dom... jutro zacznę dzwonić...ona ma tyle wdzięku! Jest taka śliczna i taka kochana!
Z przyjemnością patrzyłam, jak wcina z apetytem, wylizując miseczkę do ostatniego chrupka i ostatniego kawałeczka mięska. Przyniosłam jej jeszcze wodę i odrobinę mleczka... wybrała mleczko.
Najedzona i wyraźnie szczęśliwa, zaczęła się myć.  Z bólem zamknęłam drzwi. Obserwowałam ją jeszcze przez szybkę w drzwiach, jak się myje i w chwilę potem z ulgą odetchnęłam, gdy jednym susem przeskoczyła furtkę i popędziła chodnikiem za jakimś kotem.

Codziennie o godzinie 20. wychodziłam z miseczką, a z drugiej strony pędziła ona - moja Tośka!

Pewnego dnia wracałam trochę późno do domu, martwiąc się, że moje skarby tęsknią, a Tośka głodna. Gdy wysiadłam z samochodu, siedziała na słupku, gdy podeszłam, miźnęła moją głowę i popędziła na ganek. Chciała koniecznie wejść ze mną do domu...nagle zmieniła postawę: urosła i napuszyła ogon... W drzwiach stali Cymes i Guido, wyczesani na irokeza, z napuszonymi ogonami i położonymi uszami szykując się do ataku!  Tylko Hikari stała za nimi spokojnie, leciutko i wdzięcznie nastroszona, uszy normalne, oczka wielkie - wyglądała uwodzicielsko...
No to masz, co chciałaś -pomyślałam.

Tośka zaczęła przychodzić  na dwa posiłki. Była jednak ostrożniejsza i czujna, ale w stosunku do mnie coraz bardziej przymilna. Robiła ze mną porządki w ogródku przed domem, biegając za szczotką i pomagając usuwać przekwitłe kwiaty i zażółcone liście.

Pewnego popołudnia odprowadzałam znajomą do płotu. Nagle furtkę jednym susem przeskoczyła Tośka, więc ją przedstawiłam: oto moja nowa przyjaciółka Tosia, jak widzisz  jest piękna i taka słodka,że brak mi słów!
W tym momencie, drzwi sąsiedniego domu się otworzyły i rozbawiony sąsiad obwieścił : to jest ON! FELEK ! Właśnie go wykastrowałem!!
Opanował nas nagły i gwałtowny śmiech! O biedne nasze przepony!

O godzinie 20. Felek jak zwykle przyszedł na kolację i jak zwykle wyznawał mi miłość.
Jak dobrze,że nie znalazłam mu domu....
Karmę kupiłam...odpowiednią dla wieku...

    Niedługo potem sąsiad sprzedał dom i wyprowadził się jedno skrzyżowanie dalej. Felek odwiedzał mnie jeszcze przez jakiś czas.
Dzisiaj spotkałam sąsiada i pytam: co słychać u Felka, czy nie tęskni  czasem? - Myślę, że już nie - odpowiedział - ale długo to trwało! Zaraz po otwarciu drzwi, zawsze pędził w kierunku pani domu. A jak nie chcieliśmy go wypuścić, to demolował nam dom! W sukurs przyszła zima i efekt kastracji. Wtedy nastał spokój!
Kochany Felek...

No cóż, a w moim sercu, otwartym dla wszystkich kotów świata, zagnieździła się teraz czarna, słodka Jaśka... tylko, że ona nikogo nie ma. Ona ma tylko mnie...




wtorek, 7 kwietnia 2015

Cierpienia Cymeska...





             Żal było patrzeć na Cymeska, gdy tak siedział pełen rezygnacji i zadumy nad rozpościerającym się za oknem widokiem, pełnym olbrzymich, lepkich i poruszających się z wielką szybkością płatków... raczej płatów śniegu.


No cóż... wiosna postanowiła iść pieszo i z wielką złośliwą radością zapewne myślała sobie: a niech potęsknią za mną! Niech się zastanowią dlaczego nie mam ochoty w ogóle do nich przyjść! A tymczasem pozwolę sobie na fochy! Fochy deszczowe! Fochy gradowe! Fochy śniegowe i wichury!

Dzisiaj pierwszym symptomem łaskawości wiosny był ranek słoneczny i ciepły. Wyszliśmy do ogródka. Z radością zauważyłam, że pączki tawuły i forsycji zaczęły pękać.


No tak, tylko,że w zeszłym roku forsycja o tej samej porze wyglądała tak!



Tawuła pięknie się złociła...


A wokół też było biało, tylko przyczyna była zupełnie inna...



Hikari była szczęśliwa, a trawa zielona i w dużo lepszym stanie.



Cymesik zaś - pełen radosnej inicjatywy...


Dzisiaj też był szczęśliwy, tyle, że bardziej posągowo...


A potem zlał się ze środowiskiem... ale długo nie wytrzymał, ziemia jeszcze bardzo zimna.


Hikari nasłuchiwała, czy wiosna przyspiesza kroku, ale stwierdziła, że nie... i wróciła do domu.



Guido po zdobyciu kamiennego szczytu, usadowił się na słoneczku , na kilkanaście minut, i też długo nie wytrzymał. Pobiegał trochę by się rozgrzać i wrócił do domu.



Wiosno, nie daj się prosić, przyspieszaj, przyspieszaj, a spotka cię niespodzianka!
Jaka?
MRUCZENIE SZCZĘŚLIWEGO KOTA!!

czwartek, 2 kwietnia 2015

Święta Wielkanocne



        Święta Wielkanocne  to najstarsze i najważniejsze święta chrześcijańskie, które w naszych czasach, mam wrażenie, zeszły na drugi plan, dając pierwszeństwo Bożemu Narodzeniu.
Dla mnie są to święta przebudzenia do życia, przebaczenia i radości.  Święta, które zachowały wiele wspaniałych zwyczajów ludowych jak: święcone, pisanki, palma wielkanocna, śmigus-dyngus.
Tradycja, której nie omijają nawet wolnomyśliciele i ateiści. Któż nie dzieli się święconym jajkiem
przy świątecznym stole, składając sobie życzenia?

     Z tej to okazji pragnę odmówić dla Was Kochani
"Wielkanocny pacierz" - pióra wspaniałego księdza-poety Jana Twardowskiego:

Nie umiem być srebrnym aniołem -
ni gorejącym krzakiem -
Tyle Zmartwychwstań już przeszło -
a serce mam byle jakie.

Tyle procesji z dzwonami -
tyle już alleluja -
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.

Wiatr gra mi na kościach mych psalmy -
jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał
na mnie - przez białe swe palce.

Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski -
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.

I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy -
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.

Pyszczek położy na ręku -
sumienia wywróci podszewkę -
Serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę.

     Życzę Wam jeszcze dużo uśmiechu w te Święta i po Świętach też:

Uśmiechu w bólu głowy
uśmiechu w cierpieniu
uśmiechu gdy pieniędzy
do jutra nie starczy
uśmiechu gdy dudek
rozkłada swój czubek
bliźni przyszedł do kościoła
i na bliźnich warczy
uśmiechu kiedy koza
stanęła z zachwytu
ksiądz duszpasterz nie straszy
 bo wyciągnął nogi
kiedy niewierzący
modli się po cichu
prezesowi rosną za uszami rogi
kiedy Ewa Adama
wyprowadza z raju
ciemno coraz drożej
niebo z komarami
uśmiechu Baranku Boży
zmiłuj się nad nami

Oczywiście była to "Litania do uśmiechu" ks.Jana Twardowskiego

Przyjmijcie też życzenia zdrowia i radości przy suto zastawionych stołach w gronie kochającej rodziny!
           
WESOŁEGO  ALLELUJA !