Ostatni weekend zachwycił słońcem i wysoką temperaturą; zieleń eksplodowała.
Nareszcie - pomyślałam. Całą zimę czekałam na taki właśnie poranek. Spokój, cisza - miasto śpi, ptaszki śpiewają, kawa rogalik i koty, które ominąwszy kuchnię, wypadły na taras.
Cymes po szybkim obchodzie ogródka, wbiegł do domu i wyszedł za chwilę, niosąc w pyszczku zmaltretowaną do granic wytrzymałości ukochaną mysz.
- Oho! Otwiera sezon - pomyślałam.
Gdy znowu zniknął w domu, ja wyrzuciłam do ogródka tunel.
Cymes wyszedł ze szczurem w pyszczku i krokiem majestatycznym ruszył w kierunku tunelu.
Po wykonaniu kilku układów choreograficznych - zawiesił się na jakiś czas, popadając w błogostan...
Znowu skierował się do domu, by po chwili wyjść ze swoją ukochaną piłką...
Potem przyniósł kolejnego szczura...
Wreszcie Hikari wyszła ze swojej samotni, by dołączyć do zabawy, a ja bałam się, że dojdzie do bójki...
Gdy odeszła, Cymes policzył swoje zabawki - bo z nią nigdy nic nie wiadomo...i znowu pobiegł do domu...
Przywlókł cztery szczury na jednym ogonie i wyraźnie zmęczony odszedł, a Hika zastanawiała się: tunel, czy szczurki?
Wybrała tunel, a szczurkami zajął się zachwycony Guido...
Tymczasem Cymesik odpoczywał, podpatrując od czasu do czasu co robi Guido i Hikari. Podejrzewam, że czuł się absolutnie niezbędny w tym stadzie.... Bo kto potrafi tak wszystko zorganizować, wszystkiego dopilnować i o wszystko zadbać? No kto?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz