Odkurzanie?!... teraz??... co to, to nie!
Jednym słowem blokada. Stoję chwilę i odwracam się na pięcie.
W końcu mam wiele innych rzeczy do zrobienia, a dyskutowanie z nimi nic nie da. Przepędzanie krzykiem? - nie, nie, to najgorsze wyjście. Najlepsze wyjście - to wyjście! Same mnie tego nauczyły - jak im się coś nie podoba, to wychodzą. Ja przynajmniej min przy tym nie robię i ogona nie zadzieram!... że nie mam? Ja już sama nie wiem, co mam, a czego nie mam.
Znowu pada. Zimno jak diabli, a podobno wiosna... o czym przekonują kwiaty w ogródku. Sadziłam je w czasie deszczu, nie mogąc się się już doczekać lepszej pogody.
Jak sięgam pamięcią, nie raz, nie dwa mi się to zdarzyło. Taki charakter - niecierpliwa jestem!
Deszcz jest potrzebny, bardzo, ale ten chłód mnie dobija... Podobno już niedługo, bo nadchodzą upały - jak nie kijem, to go pałką! Jaka pogoda, taki mój nastrój..., umiarkowania mi trzeba!
UMIARKOWANIA!
Im też, bo nadmiar wody zniszczy kwiaty, a moje maleństwa dopiero wsadzone...
Oczywiście Cymuś pomagał sadzić, bo kto jak kto, ale on deszczu się nie boi. Potem padł ze zmęczenia i wymościł sobie legowisko na stole, proponując mi opisanie dnia pełnego wrażeń.To znaczy on będzie dyktował, ma się rozumieć, a ja mam pisać....W chwilę potem usłyszałam chrapanie, ale on temu z oburzeniem zaprzeczył. No skoro to nie on, to pewnie ten kurczak, którego sobie przytargał ze stryszku... pewnie on.