Trzy bardzo zimne noce zniszczyły rozwijające się pąki. Zachowało się po kilka kwiatów, tak na jednym, jak na drugim krzewie, reszta zmarzła.
Smutny widok, prawda?
Maj, zaraz na progu, też postanowił mnie poczęstować niespodzianką.
Wyszłam z domu po korespondencję do skrzynki... idę ...patrzę... a na jałowcach, i tylko na nich, jest coś, czego nigdy w życiu nie widziałam. Jeszcze mi tego brakowało! Jakieś grzyby... chyba... Pełno tego było! Nie powiem, ładnie to nawet wyglądało, ale ja, alergiczka, od razu wpadłam w popłoch! Co mam z tym zrobić?!
Czym prędzej po poradę do wujka G.!
Są to grzyby pasożytnicze dwudomowe (z rzędu Uredinales) , tzw. rdza lub nagoć rożkowata lub sawiniowa - w zależności od tego, czy jałowiec jest pospolity czy sawinie. Przenoszą się z liści różnych drzew takich jak głóg, jabłoń, grusza, jarzębina - na pędy jałowców.
W Polsce podobno trudno je spotkać. Rzadko kto je widział w naturze! Do diabła! Ja też nie musiałam!!!
Na szczęście nie musiałam też z nimi nic robić, bo jak nagle się pojawiły, tak nagle zniknęły! Nie ma po nich śladu! Wyparowały! To chyba dlatego tak trudno zobaczyć je w naturze. Myślę więc, że spotkał mnie wielki zaszczyt ujrzenia tych szczególnych grzybków - czuję się wybrana!
Teraz muszę obserwować jałowce i natychmiast usuwać porażone pędy. Na razie takich objawów nie widzę. Może nie będzie zbyt wielkiego spustoszenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz