poniedziałek, 26 stycznia 2015

Śnieg!!!!





Trzeba przyznać, że wczoraj sypnęło śniegiem. Byłam bardzo ciekawa, czy koty wyjdą na zewnątrz, bo momentami nieźle wiało. Otworzyłam drzwi... a  Hikari bez zastanowienia wypadła na taras w pogoni za wirującą śnieżką! W chwilę potem, przestraszona własną odwagą, postanowiła zmienić decyzję i czym prędzej wrócić do domu. Oczywiście przedtem nie omieszkała spróbować jak smakuje śnieg.  Rozczuliłam się patrząc jak delikatnie stawia łapki, sprawdzając czy na pewno pod śniegiem jest taras i czy przypadkiem nie znajdzie się nagle po drugiej stronie, w jakimś obcym, nieznanym, białym i tajemniczym świecie...







Z Cymeskiem było podobnie. Wypadł jak strzała, by zatrzymać się na schodach i po chwili zastanowienia wrócić.






Potem już  tylko, z wyraźnym zdumieniem, obserwowały przez okno  taniec białych śnieżynek...









czwartek, 22 stycznia 2015

Gdzie się podziało słońce?




Nudy. Szarość. Beznadziejna nudna szarość.
Rankiem jest  szaro, w południe szaro, wieczorem szaro, a potem noc.
Dzisiaj nawet Cymesik nie prosił o wyjście. Włóczył się po domu rozglądając bacznie co by tu niechcący ogonem zawadzić i przypadkiem zrzucić! No i wreszcie nadarzyła się okazja! Jeden z telefonów zaczął sygnalizować zdychającą baterię. Cymesik nie odróżnia, czy telefon dzwoni, czy zdycha, więc usiłuje odebrać, bo to jest kot, który odbiera telefony.
Zawsze biegnie więc jak szalony do telefonu, ja za nim w te pędy, ze strachu, że telefon wyląduje na podłodze, rozłożony na czynniki pierwsze! Jestem bez szans oczywiście! Cymes dopada pierwszy i zaczyna pacać bez opamiętania, by następnie szurnąć go z impetem z miejsca na którym leży! No i szurnął !  Jak ja doszłam do miejsca gdzie powinien być, to ani dźwięku, ani telefonu!
Cymes siedzi na kredensie z miną pokerzysty. Rozglądam się ostrożnie, żeby broń boże nie nadepnąć... ale nie widzę...nigdzie...zaczynam pełzać... w końcu siadam na podłodze i pytam słodko, z trudem hamując złość:

 - nie wiesz przypadkiem skarbie, gdzie jest ten cholerny telefon!

Cymes pokerową minę zmienia na zatroskaną, a zatroskaną na pełną zrozumienia i ...odwraca się by zajrzeć za kredens.

 - Coooo!!! Tam wrzuciłeś?! Tego kredensu nie da się odsunąć - jęczę!

Cymes zeskakuje i zagląda z boku za kredens, ja też, ale nic nie widzę. Idę po latarkę, po łapkę na muchy, po kij od szczotki, po odkurzacz, wreszcie po parasol... weź ten ogon, bo nic nie widzę!!
Nareszcie jeeest!!!
Cymes ociera się o mnie zachwycony, ale widać zauważa coś w moich oczach, bo odsuwa się na bezpieczną odległość,  w oczach ma jednak iskierki radości, jakby mówił:

 - ale fajnie było, co nie!?

czwartek, 15 stycznia 2015

Cymusiowe rytuały






   Moje poranne pobyty w łazience, obejmujące zabiegi higieniczno-pielęgnacyjno-upiększające, są zawsze w asyście Cymusia. Ale to nie jest tak, że kot po prostu jest, siedzi i patrzy, lub leży i mruczy. Co to to nie! Kot dwoi się i troi, żeby skupić na sobie całą moją uwagę.
Do podstawowych i rytualnych już zachowań, należy przynoszenie  z salonu  zabawek.
Cymek  wpada do łazienki z myszą w pyszczku, przy akompaniamencie głośnego miauczenia.
Do mnie oczywiście należy  wyrazić swój zachwyt i pogłaskać  jego i mysz rzuconą mi do stóp. Uszczęśliwiony biegnie po następną zabawkę, przynosi, wywala brzuszek, łapki układa na „zajączka”, patrzy w oczy, znowu się zrywa...
W domu jest dużo tej zwierzyny, więc Cymuś biega tam i z powrotem - zaznaczam,  że musi pokonać całe piętro.  Gdy już zwierz gęsto ścieli kafelki, Cymes wkracza dostojnie z dużą piłką w zębach, zza której oczu mu prawie nie widać. ...
Dopiero potem układa się na dywaniku i patrzy na mnie z wyraźnym samozachwytem...wcale mu się nie dziwię i jeszcze utwierdzam go w tym przekonaniu, prawiąc mu komplementy, które najwyraźniej rozumie, i które przypadają mu do gustu, o czym świadczy uszczęśliwiony wyraz pyszczka.
             
    Dzisiaj, jak zwykle, też wszedł do łazienki miaucząc. Już zaczęłam mu dziękować i pochyliłam się nawet by pogłaskać jego inteligentną główkę, i zachwycić się  prezentem... ale rozglądam się, i nie widzę żadnej myszy...
Cymeńku mówię, jak mam cię pogłaskać w podzięce, jeśli przyszedłeś z pustym pyszczkiem???
No jak to, złapałeś kotheimera, czy co??
Cymes spojrzał na mnie spode łba, postał chwilę i wyszedł.
Już od samego dołu miauczał głośno jak nigdy i wkroczył do łazienki z wielkim długowłosym szczurem ...

SZCZĘKA MI OPADŁA... no i co ? Rozumieją co się do nich mówi?  Czy nie rozumieją?!


czwartek, 8 stycznia 2015

Boję się....





Im bardziej dotknie mnie to co dzieje się w kraju i na świecie, tym bardziej pragnę się ukryć między stronicami książek i w ciepłym futrze kotów...

Ale to co się stało w Paryżu, sprawiło,że straciłam oddech...
Wczorajsza masakra w  redakcji "Charlie Hebdo"...
Dzisiaj kolejna strzelanina w Paryżu...
Boję się ... Boję się terroryzmu! Jestem wstrząśnięta i oburzona tym brutalnym atakiem, którego skutki mogą być trudne do przewidzenia dla całej Europy.
Jaka będzie? Co nas czeka? Zaczyna się rodzić coraz więcej pytań... A strach ma wielkie oczy ...
Wojna cywilizacji?
Papież wzywa wszystkich do oparcia się nienawiści i przemocy...
A ja się boję...

Sięgam po "Pana Cogito" Zbigniewa Herberta

Rozmyślania Pana Cogito o odkupieniu

Nie powinien przysyłać syna

zbyt wielu widziało
przebite dłonie syna
jego zwykłą skórę

zapisane to było
aby nas pojednać
najgorszym pojednaniem

zbyt wiele nozdrzy
chłonęło z lubością
zapach jego strachu

nie wolno schodzić
nisko
bratać się krwią

nie powinien przysyłać syna
lepiej było królować
w barokowym pałacu z marmurowych chmur
na tronie przerażenia
z berłem śmierci

...................

środa, 7 stycznia 2015

Gdzie jest zima?


Dzisiaj szaro, buro, wiatr, lekki mróz i melancholia... 
A wczoraj było tak...





W kalendarzu zima. Spojrzałam za okno: wiosna. Spojrzałam na termometr: zima. 
Spojrzałam przytomniej dookoła: dwa koty śpią, trzeci pod oknem wyraża swoje niezadowolenie z życia. Zgadnijcie który... Odłożyłam książkę - uwielbiam prokuratora Teodora Szackiego - ubrałam się ciepło i otworzyłam drzwi na taras.
Cudownie rześkie powietrze uderzyło mnie w twarz. Powietrze wręcz krystalicznie czyste, bez najmniejszej nuty zapachu opon spalanych zwykle w przydomowych kotłowniach.
Koty szczęśliwe poszły wywietrzyć futra. Hikari i Guido wyłącznie na tarasie, natomiast Cymes musiał zrobić szczegółowy obchód ogródka, wszystko obwąchać, by potem jak zwykle udając partyzanta zawiesić się gdzieś w krzakach.
Dookoła panowała niczym niezmącona cisza. Nad głową przeleciała sroka i przysiadła na szczycie tui, ale ją wypatrzyłam obiektywem... Tłusta jak Hikari ! Nastroszyła się i szyjkę schowała, żeby jej było ciepło...  To może Hikari też nie jest tłusta tylko nastroszona? 
I tak trzymać!




Ja zmarzłam, bo tylko niebo było wiosenne. Ogródek był już pozbawiony słońca, smutny i zimny.
Guido dał hasło do odwrotu. Nawet Cymeska nie trzeba było wołać!

Zamarzyłam o kawie i o powrocie do książki. Czekała na mnie jeszcze zaległa prasa. Uwielbiam rozłożyć się z tym wszystkim na stole w kuchni, bo tam mam odpowiednie światło. 
Okazało się, że nie wzięłam okularów z salonu, więc się wróciłam. Gdy stanęłam w drzwiach kuchni, wróciłam się ponownie... po aparat....


Niech nikt nie mówi, że są źle wychowane. To są najbardziej kochające i najcudowniejsze stworzenia na świecie, które uwielbiają pokazywać mi łapką tekst, który  akurat czytam. Nie mogą się tylko dogadać między sobą, gdzie który ma się położyć.. bo już nie mieszczą się razem na stole :)