Moje poranne pobyty w łazience, obejmujące zabiegi higieniczno-pielęgnacyjno-upiększające, są zawsze w asyście Cymusia. Ale to nie jest tak, że kot po prostu jest, siedzi i patrzy, lub leży i mruczy. Co to to nie! Kot dwoi się i troi, żeby skupić na sobie całą moją uwagę.
Do podstawowych i rytualnych już zachowań, należy przynoszenie z salonu zabawek.
Cymek wpada do łazienki z myszą w pyszczku, przy akompaniamencie głośnego miauczenia.
Do mnie oczywiście należy wyrazić swój zachwyt i pogłaskać jego i mysz rzuconą mi do stóp. Uszczęśliwiony biegnie po następną zabawkę, przynosi, wywala brzuszek, łapki układa na „zajączka”, patrzy w oczy, znowu się zrywa...
W domu jest dużo tej zwierzyny, więc Cymuś biega tam i z powrotem - zaznaczam, że musi pokonać całe piętro. Gdy już zwierz gęsto ścieli kafelki, Cymes wkracza dostojnie z dużą piłką w zębach, zza której oczu mu prawie nie widać. ...
Dopiero potem układa się na dywaniku i patrzy na mnie z wyraźnym samozachwytem...wcale mu się nie dziwię i jeszcze utwierdzam go w tym przekonaniu, prawiąc mu komplementy, które najwyraźniej rozumie, i które przypadają mu do gustu, o czym świadczy uszczęśliwiony wyraz pyszczka.
Dzisiaj, jak zwykle, też wszedł do łazienki miaucząc. Już zaczęłam mu dziękować i pochyliłam się nawet by pogłaskać jego inteligentną główkę, i zachwycić się prezentem... ale rozglądam się, i nie widzę żadnej myszy...
Cymeńku mówię, jak mam cię pogłaskać w podzięce, jeśli przyszedłeś z pustym pyszczkiem???
No jak to, złapałeś kotheimera, czy co??
Cymes spojrzał na mnie spode łba, postał chwilę i wyszedł.
Już od samego dołu miauczał głośno jak nigdy i wkroczył do łazienki z wielkim długowłosym szczurem ...
SZCZĘKA MI OPADŁA... no i co ? Rozumieją co się do nich mówi? Czy nie rozumieją?!