środa, 13 maja 2015

Czasami i tak bywa...




    Jeszcze mam opadłą szczękę. Siedzę na tarasie z kawą... drugą zresztą... i kajetem zadań na najbliższe dni.
Koty rozrzucone gdzieś po ogródku, odpoczywają.  Nagle, wszystkie porzucają swoje miejscówki, łączą się na środku ogródka w gęsi szyk i wolniutko, równiutko wchodzą na schody, przemierzają taras i wchodzą do salonu... Ja wstrzymuję oddech, aby nie zakłócić niczym, tego majestatycznego  pochodu. Taki widok zdarza się raz!
Dużo bym dała, żeby poznać tajemnicę tej decyzji... No i ta kultura!
Ha! I ta obojętność! Nie obdarowały mnie bestie nawet jednym spojrzeniem!

    Tak napisałam wczoraj, bezpośrednio po tym historycznym dla mojego domu wydarzeniu.
Następnie wrzuciłam tę notkę na moje ulubione forum na Bri-Misiowie, żeby podzielić się i poszukać wspólnie odpowiedzi na pytanie: dlaczego moje koty solidarnie opuściły ogródek, mimo pięknej pogody? I co? Odpowiedzi były podobne. Ano zmówiły się na bank i w dodatku odcięły mi łączność telepatyczną, pozostając wyłącznie w zasięgu między sobą, a co za tym idzie - odbierając mi możliwość rozumienia i zrozumienia czegokolwiek! Dlaczego?!
Potem było tylko gorzej.
Kiedy skosiłam trawę i wypieliłam trawnik z chwastów znanych mi i nieznanych, a upierdliwie płożących się, oraz zdarłam resztki sfilcowanej darni, która jeszcze straszyła miejscami  - doszłam do wniosku, że jak nie położę się natychmiast na podłodze, to mój kręgosłup już nigdy nie wróci do pionu, a ja mogę zamówić sobie cztery klepki i hajda w szczęśliwe rejony! Tak też uczyniłam. Potem zamieniłam podłogę na kanapę i wzięłam książkę do ręki, zamiast środka przeciwbólowego - czasami działa! W chwilę potem Hikari była przy mnie. Zawsze, ale to zawsze  przybiega do mnie,gdy usłyszy, że moszczę sobie poduszki i otwieram książkę.
Nie ułożyła się jednak na końcu kanapy, gdzie było wystarczająco dużo miejsca, o nie! Zaczęła się pakować między mnie, a oparcie! Co za jędza! Pozbawia mnie komfortu wypoczynku! Muszę się przesunąć, ale żeby nie spaść, zginam prawą nogę, a lewą opieram na prawym kolanie, żeby utrzymać równowagę.  Hikari już prawie usypiała, ale widać poczuła, że coś nad nią wisi. Obejrzała dokładnie moją stopę, potem wstała, odwróciła się do mnie -bo leżała tyłkiem- i wyśpiewała przeciągłe, potrójne miauuuuu, miauuuuu, miauuuuu! Zabrzmiało to jak... hm, myślę, że tak do końca to cenzuralne nie było! 
- O rany, co tak się pieklisz - powiedziałam, zmieniając pozycję. Dla niej to jednak było za mało. 
Stwierdziła zapewne, że wygodniej jej będzie na mnie i w chwilę potem, zwaliła się na mój brzuch. Jęknęłam! Siedem kilo żywej wagi! Ooo, co to to nie! Zaczęłam więc klepać w poduszki leżące obok mnie, dając jej tym samym do zrozumienia, że ma się przenieść. Pojęła natychmiast, ale zamiast przenieść się grzecznie, to zaczęła się wiercić: wchodziła  i schodziła z mojego brzucha, patrzyła mi w oczy, miauczała, pomrukiwała, przeszkadzała w czytaniu. Ja, żeby skrócić te jej wygibasy i popisy wokalne, rozejrzałam się przytomniej dookoła i pytam : -  ale o co chodzi Hika? Kładź się grzecznie jak zwykle i nie przeszkadzaj mi, co z tobą? A ona na mój brzuch... i do poduszek...i z powrotem. Patrzę... poduszki leżą tak raczej pionowo... to małpa, myślę...przesuwam poduszki w dół, oklepuję i  pytam: - o to ci chodzi?  Małpiszon pakuje się na poduchy cały szczęśliwy, okręca się trzy razy w prawo, trzy w lewo i przyjmując wreszcie pozę gwiazdy filmowej zaczyna lizać łapę i patrzeć na mnie oczami, które wyrażają daleko idące ubolewanie i oczywistą wątpliwość co do stanu mojego umysłu...

No cóż, służba nie drużba... trzeba było przyjąć pod dach trzy psy, wtedy ja byłabym panią, a one by służyły!!!!


2 komentarze:

  1. hahahaha Walu muszę Cię pocieszyć, że nie tylko Ty służysz :) my też siedzimy pod ich pazurkiem
    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, Małgosiu, Wiem! Bo my kochamy zwierzaka swego, jak siebie samego i nawet najdrobniejsze podejrzenie, że są chore lub nieszczęśliwe, przyprawia nas o zawał serca....

      Usuń