,,Jak dobrze wstać skoro świt"... bo tylko wtedy koty i ja możemy cieszyć się latem i mamy chęć do życia. Potem jest coraz gorzej. Żar, który się leje z nieba, zmusza do pozamykania wszystkich okien, opuszczenia rolet, wysunięcia na maksa markizy nad tarasem, by ostatecznie zmusić nas do schronienia się w wychłodzonym domu - częściowo dzięki włączonej na krótko klimatyzacji.
Zanim to jednak wszystko nastąpi, musimy zadbać o rośliny. Usuwamy przekwitłe i spalone słońcem kwiaty. Moim oczkiem w głowie jest mięta, którą widzicie na zdjęciu.
Kupiłam ją w sieciówce i gdy zostały jej dwa badylki i jeden listek wyrzuciłam ją do śmieci... ale po zastanowieniu wyjęłam i wsadziłam do doniczki ze świeżą, pyszną ziemią, i wyniosłam na taras. No i proszę, jak mi się odwdzięczyła! Czyż nie jest piękna?!
Potem podlewamy z Cymusiem ogród - to znaczy , ja podlewam a Cymes bawi się w wymyśloną przez siebie grę: "zdążę - nie zdążę" przelecieć, zanim dopadnie mnie deszczyk ze zraszacza!
Gdy czuję, że jeszcze jedna czynność i dołączę do grona aniołów, robię sobie pyszną kawę z mlekiem i miodem spadziowym, rozsiadam się na tarasie i wdycham świeże, wilgotne powietrze.
Zapewniam was jednak, że nie ma mi czego zazdrościć, bo wolałabym być młoda, zdrowa i pędzić do pracy, narzekając na ten wściekły upał..., że przesadzam? NIE!
Gdy siedzę na tarasie - koty, które cały czas śledzą mnie, też wracają na taras, by po kolei popisywać się przede mną swoimi, jakże różnymi sposobami picia wody.
Jej Najjaśniejsza Puszystość Hikari pije wodę z łapki:
Potem przechodzi na tradycyjny sposób
Cymuś zaś, to prawdziwy wirtuoz picia z wychlapywaniem:
Myślę, że już nigdy się nie nauczy... i w tym jest jego cały wdzięk!
Guido pił długo, ale nie został przy tej czynności uwieczniony, bo zaszczycił mnie wyłącznie widokiem swojego ogona . Powiedziałam mu, że nie godzi się tak wobec Pańci, ale on był innego zdania. No cóż, kota się nie przekona, kot ma zawsze rację.
Poszłam przygotować sobie wodę z cytryną i lodem, i wracając, o mały figiel nie przewróciłam się, zawadzając o Grubą Najjaśniejszą, która z impetem wpadła do salonu, niosąc w pyszczku ważkę! Rzuciła mi ją pod nogi! Tak gorąco, a jej się chciało!!!
Uratowałam ważkę. Była piękna.Skrzydełka lśniły srebrem i kolorami tęczy.
Delikatnie położyłam ją na gałązce tui w nadziei, że natychmiast odleci; ona jednak gdzieś się osunęła. Czyżby była dotkliwie poraniona? Hikari podeszła do żywopłotu i zadarła główkę. Aha, pomyślałam, znaczy gdzieś się zaplątała, może w pajęczą sieć? Rozchyliłam gałązki i wtedy zobaczyłam jej zielony łebek i oczy - tak mi się zdawało - wpatrzone we mnie. - Spokojnie, zaraz będziesz wolna - powiedziałam. Wyciągnęłam rękę, a ona zaczęła się szamotać i zobaczyłam mocną pajęczą nić obejmującą skrzydło. Złapałam tę nić, a ważka niczym helikopter wystrzeliła w górę!
Poczułam radość... ot taką zwyczajną maleńką radość.......
OdpowiedzUsuń:)
Magdaleno, ten uśmiech wystarcza mi za wszystkie słowa świata. :) <3
Usuń