Myśl ucieka i pisać się nie da. Dlaczego? Dlatego, że za laptopem leży do góry brzuchem pręgowany, słodki futrzak i co chwila przechyla główkę, i otwiera szeroko oczy pomrukując pytająco: - erymr?- co odczytuję jako : - wszystko w porządku? No jak może być wszystko w porządku, jak nie mogę się skupić? Zresztą cały dzień nie mogę się skupić! Mój organizm nie wytrzymuje ostatnio różnego kalibru i rodzaju stresów, łącznie z pogodowym, jaki funduje nam nasza ukochana Matka Natura. Oczywiście nie mam do niej pretensji, bo ona też, jak widać, z trudem znosi to, co jej funduje z kolei bezmyślna ludzkość...
O matko jedyna, właśnie wlazło na stół drugie szczęście i mości się za laptopem, ale widzę, że nie może się ułożyć, tak jakby chciało. Jest czekoladowe i większe od pręgowanego i nie uznaje dzielenia się swoim kawałkiem terytorium. Cymes się zaparł i też nie zamierza opuścić swego miejsca. Guido chwycił go za kark, potem polizał... i ustąpił... kocha Cymeska. Teraz leży u moich stóp, jak pies...
Wracając do tematu, którego nawet nie zaczęłam jeszcze, a chciałam napisać o miauczeniu.
Rano koty różnie oceniały stan pogody. Cymes wyjątkowo szybko uporał się z obchodem ogródka, w którym nie zagrzał żadnego miejsca dłużej niż kilka chwil, poświęcając uwagę wyłącznie ptakom, na które miał wyraźną chętkę, ale gdy sroka obniżyła swój lot i z głośnym skrzeczeniem przeleciała mu nad głową, to jak szalony wpadł do domu, łapiąc po drodze pluszowego szczura i rzucając w moim kierunku alarmujące mraaa! mraaa!! - pobiegł na górę!!!
Hikari wyszła na chwilę, by sprawdzić co tak przestraszyło Cymeska, ale nic nie przyciągnęło jej uwagi.
Wróciła więc i zupełnie już ignorowała otwarte drzwi, paradując w holu przed lustrem tam i z powrotem, wachlując ogonem i kręcąc pupą, co miało znaczyć, że powinnam wreszcie porządnie ją wyszczotkować i w ogóle tylko jej poświęcić całą swoją uwagę, bo wszak ona jest najważniejsza i najpiękniejsza! Jak zwykle przewracała przy tym oczami i wydawała od czasu do czasu słodkie, wysokie i krótkie, wypowiadane z niewiarygodną dykcją - Miau! Miau! Miau!
Guido zaś łaził z opuszczoną głową i ogonem, stosując narrację lamentacyjną: - Hęmrrr! Hęęmooojj! Jojojhmrrrr! Łoi-łoł! Co brzmiało jak: nikt mnie nie kocha...nikt mnie nie lubi... nikt się mną nie zajmuje...nikt mi buzi nie daje... nie wiem gdzie są piórka... coś bym zjadł, sam nie wiem co, ale nie to co jest w misce... Dźwięki, które wydawał w ogóle nie były kocie!
- Głowa mnie już boli, od tego waszego jęczenia - powiedziałam - Dzisiaj jest niedziela i ja mam zamiar poświęcić ją wyłącznie sobie, a już na pewno najbliższą godzinę. Idę do łazienki!
Gdy weszłam do łazienki Cymes czekał już na mnie... z prezentami....
Gdy wyszłam z kabiny prysznicowej, nawet tego nie zauważył - spał jak zabity.
Teraz też śpią... O nie, właśnie weszła Hikari - czas na serek jogurtowy Almette!
Oj koty, koty ...:)
OdpowiedzUsuńmaga
Magduś, kochane są, prawda?
Usuń