Ja robię wszystko, żeby wygrzebać z pamięci przedświąteczny nastrój, tę radość pełną magii i szczęścia... ale... no właśnie ALE....
Miałam napisać dalszy ciąg o Frygo i Amado i ich relacjach z Michasiem... na razie nie napiszę, na razie zbyt boli zaginięcie Fryga...
Przerwałam pisanie na trzy dni, bo dowiedziałam się, że Frygo nie żyje . Wpadł pod samochód.
Sąsiad mi powiedział. Zapytany, czy nie wie nic o Frygusiu, długo patrzył mi w oczy, wreszcie odparł: - To pani nic nie wie? - Nie żyje... tak? - powiedziałam zduszonym głosem. Patrzył na mnie i milczał. A więc nie żyje... dlaczego mi pan nie powiedział?.... - Bo bałem się, że pani serce pęknie...
Znał doskonale oba kociaki i podobnie jak ja był zachwycony pręgowanym Frygo.
Ten kociak był niezwykły. A ja nie mogę sobie poradzić z poczuciem winy. Na pocieszenie mam tylko to, że do ostatnich chwil, był kotkiem bardzo szczęśliwym; miał miłość moją i Michasia, jedzonka, ile tylko zmieściło mu się w brzuszku i to pysznego, i zabawki i budkę z ciągle świeżym posłaniem....
Skarbie mój, biegaj radośnie za Tęczowym Mostem....
Kochani moi, życzę Wam cudownych Świąt Bożego Narodzenia, pełnych radości, szczęścia, wzajemnego zrozumienia, nadziei i pojednania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz