wtorek, 1 września 2015

Problem...



Mimo gorącego poranka, Cymuś rozrabia jak pijany zając, a ja jestem szczęśliwa, jakbym wygrała milion w totka. Człowiek, gdy już złapie kota na punkcie kota, to już nic nie jest ważne... tylko szczęście kota! 
Dwa ostatnie dni tonęłam w rozpaczy, bo Cymes włóczył się po domu smutny, powolny, polegujący, niechętny moim pieszczotom; nawet żadnej myszki mi nie przyniósł... A ja wiedziałam, bo to się wie, że to nie upał jest przyczyną, ale zakłaczenie!
Oczywiście, w takich wypadkach nie można wykluczyć innych dolegliwości, ale gdy kot opuszcza główkę i otwiera bezgłośnie pyszczek, lub pokasłuje, to jestem pewna, że się zakorkował. A że Cymuś wielkim czyściochem jest, to go dopadło, mimo stosowania środków zapobiegawczych, do których należy połykanie trawy i przysmak odkłaczający, podawany co 2-3 dni. Trzeba jednak podkreślić, że latem, gdy upał dokucza, koty liżą się również dla ochłodzenia futerka, więc ilość spożytej sierści jest zdecydowanie większa. Trzeba było zastosować plan B i podać podwójną dawkę pasty odkłaczającej, dwa razy dziennie...
 I nic!   Kot się męczy, ja się męczę!
Podaję strzykawką dodatkową porcję wody, bo ,,mistrz wychlapywania'' napracuje się nad miską i guzik połknie. Mało tego, zaczynam go namawiać do ponownego usiłowania wyrzygania kłaków.
W jaki sposób? Ano przyjmuję odpowiednią  pozycję ,,na czworakach'' i zaczynam udawać, że wymiotuję , baaardzo intensywnie wymiotuję!  Ustawia mnie do pionu wzrok mojego kota, który mówi: - Pańcia, ty się opamiętaj! Nie nas uczyć jak rzygać! Jesteśmy w tym mistrzami! Fakt... co ja robię na tej podłodze? Tracę autorytet!!  
Drugiego dnia, gdy Cymes-żarłok gardzi śniadaniem, jestem przestraszona nie na żarty!
 - Cymeńku skarbie, mówię, jeżeli za godzinę nie pozbędziesz się tego balastu, wzywam Weta! I to na sygnale! Następnie szykuję nową, podwójną porcję pasty.
Cymes patrzy na mnie … odwraca się i biegnie jak szalony na górę. Za chwilę dobiega do mnie najpiękniejsza muzyka świata: RZYGANIE KOTA!!!!

Obejrzałam to co zwrócił... i dopiero się przestraszyłam! Miałam w ręku sporą parówkę  z ubitej sierści... No kochany!  Byłeś w prawdziwym niebezpieczeństwie!

4 komentarze:

  1. Jesteś Superpańcią i Superratownikiem. :-):-):-) M

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak...skąd my to znamy ;) maga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem Magduś, ale czasem warto przypomnieć, że znajomość i obserwacja kotów, to podstawa własciwej diagnozy. :)

      Usuń