Mimo
gorącego poranka, Cymuś rozrabia jak pijany zając, a ja jestem
szczęśliwa, jakbym wygrała milion w totka. Człowiek, gdy już
złapie kota na punkcie kota, to już nic nie jest ważne... tylko
szczęście kota!
Dwa ostatnie dni tonęłam w rozpaczy, bo Cymes
włóczył się po domu smutny, powolny, polegujący, niechętny moim
pieszczotom; nawet żadnej myszki mi nie przyniósł... A ja
wiedziałam, bo to się wie, że to nie upał jest przyczyną, ale
zakłaczenie!
Oczywiście, w takich wypadkach nie można wykluczyć innych dolegliwości, ale
gdy kot opuszcza główkę i otwiera bezgłośnie pyszczek, lub
pokasłuje, to jestem pewna, że się zakorkował. A że Cymuś
wielkim czyściochem jest, to go dopadło, mimo stosowania środków
zapobiegawczych, do których należy połykanie trawy i przysmak
odkłaczający, podawany co 2-3 dni. Trzeba jednak podkreślić, że latem, gdy upał dokucza, koty liżą się również dla ochłodzenia futerka, więc ilość spożytej sierści jest zdecydowanie większa. Trzeba było zastosować plan B i podać podwójną
dawkę pasty odkłaczającej, dwa razy dziennie...
I nic! Kot się męczy, ja się męczę!
Podaję
strzykawką dodatkową porcję wody, bo ,,mistrz wychlapywania''
napracuje się nad miską i
guzik połknie. Mało tego, zaczynam go namawiać do ponownego
usiłowania wyrzygania kłaków.
W
jaki sposób? Ano przyjmuję odpowiednią pozycję ,,na czworakach'' i zaczynam
udawać, że wymiotuję , baaardzo intensywnie wymiotuję! Ustawia mnie
do pionu wzrok mojego kota, który mówi: - Pańcia, ty się
opamiętaj! Nie nas uczyć jak rzygać! Jesteśmy w tym mistrzami!
Fakt... co ja robię na tej podłodze? Tracę autorytet!!
Drugiego
dnia, gdy Cymes-żarłok gardzi śniadaniem, jestem przestraszona nie
na żarty!
- Cymeńku skarbie, mówię, jeżeli za godzinę nie
pozbędziesz się tego balastu, wzywam Weta! I to na sygnale!
Następnie szykuję nową, podwójną porcję pasty.
Cymes
patrzy na mnie … odwraca się i biegnie jak szalony na górę. Za
chwilę dobiega do mnie najpiękniejsza
muzyka świata: RZYGANIE KOTA!!!!
Obejrzałam to co zwrócił... i dopiero się przestraszyłam! Miałam w ręku sporą parówkę z ubitej sierści... No kochany! Byłeś w prawdziwym niebezpieczeństwie!
Jesteś Superpańcią i Superratownikiem. :-):-):-) M
OdpowiedzUsuńNie przeczę! Oj, nie przeczę! :)
UsuńTak...skąd my to znamy ;) maga
OdpowiedzUsuńWiem, wiem Magduś, ale czasem warto przypomnieć, że znajomość i obserwacja kotów, to podstawa własciwej diagnozy. :)
Usuń