sobota, 10 października 2015

Znowu historia...ale jaka!




          Gdy przewróciłam kolejną stronę, zobaczyłam, że to już koniec, a strona następna to Posłowie! No nieee! krzyknęłam, Panie Kalinowski Grzegorzu, co to ma znaczyć! W takim momencie?! To się nie godzi! To ja mam czekać całe dwa miesiące – bo w listopadzie ma się ukazać kolejny tom: ,,Śmierć frajerom-Złota maska'' -  żeby dowiedzieć się, co się stało z... STOP, ani słowa więcej.

No to już wiecie moi kochani, że polecam tę książkę, która jest... no tak, tak, debiutem! Książkę, która wypełnia lukę w literaturze, ukazując nam panoramę Warszawy w latach 1914-1925, z małym powrotem do lat wcześniejszych, nawet do roku 1904, kiedy to  urodził się główny bohater Heniek Wcisło oraz wybuchła wojna rosyjsko-japońska, w której brało udział wielu,wielu Polaków z Kongresówki... mój dziadek również.

Brakowało mi takiej książki. Czytając, budziłam w zakamarkach wspomnień strzępy rozmów, żartów, komentarzy i lęków, które padały z ust moich dziadków, ciotek i wujków, z nostalgią, wzruszeniem i łzami, wspominających ciężkie lata I Wojny Światowej oraz cały okres międzywojenny.
A było co wspominać. Gdy Rosjanie uciekali z Warszawy wywozili wszystko, co się dało. Czego nie zdążyli wywieźć - niszczyli. Najgorzej było z fabrykami:

       ,,Te, których nie zdążyli ewakuować, poniszczyli, powysadzali mury i maszyny. W powietrze poleciały Geisler, Okolski, i Patsche, Borman, Ambrożewicz oraz Orthwein i Karasiński, a także wiele pomniejszych fabryk i zakładów. Pulsta nie wysadzili bo go niemal w całości wywieźli na wschód"

Potem Rosjan zastąpili Niemcy:

        ,,- Jak im się koło tyłka paliło, to w listopadzie szesnastego roku, Niemce z Austriakami ogłosili, że Polska na nowo powstanie. Flag nawywieszali, szumu narobili, wpuścili Legiony do Warszawy i tyle Polski widziano. Myśleli, że jak byle frajerstwo rzucimy się cesarzom do stóp i pójdziemy dla ich powodzenia i luksusu tłuc kacapa. O! Takiego - rzucił zginając rękę w łokciu. - Wiluś i Franca Josef mogą nas w dupę pocałować!
           - Później się bydlaki zagotowali - ciągnął Wcisło, jakby nikt z obecnych nie wiedział, co było dalej. - Internowali Legiony, a na sam koniec ukradli wszystko, co było w mieszkaniach, fabrykach i kościołach. Nawet biskupa Kakowskiego, co ich pod nieobecność cara pokochał, krew zalała, bo buchnęli organy nie tylko z filharmonii, ale i z kościołów. Jakby tego im było mało, to na koniec jeszcze ziemię chcą zaiwanić"

Miłość do przedwojennej Warszawy, do Piłsudskiego Dziada i tę wielką radość, że Polska pojawiła się znowu na mapie Europy, mój dziadek przekazał mi już chyba w momencie moich narodzin.

,,Śmierć frajerom" pozwala nam uczestniczyć w zamachach na szpicli, akcjach POW, wojnie 1920 roku, III Powstaniu Śląskim i zamachu endeków na pierwszego Prezydenta II RP - Gabriela Narutowicza. Ale to nie wszystko! Wkraczamy również w świat agentów wywiadu i partyjnych bojówek. Razem z Heńkiem Wcisło lądujemy w świecie ciemnych interesów, brudnej polityki i ... mokrej roboty. Poznajemy Króla kasiarzy - słynnego Szpicbródkę, postać historyczną!

Jest też w tej książce, cała masa historii, których w ogóle nie znamy, bo nigdy dotąd nie zostały opisane: jak spektakularne akcje włamywaczy i sekrety kontrwywiadu.
Do tego jeszcze ta wielonarodowość Warszawy, tak barwna, bo nie wszyscy Rosjanie i Niemcy wyjechali. Wielu zatrzymała miłość, wielu mieszkało tu od pokoleń i uznało Polskę za swój kraj. I jeszcze ta warsiawska gwara, o której wielu młodych ludzi nie ma pojęcia. 
Ach wspomnę jeszcze o przezabawnym epizodzie związanym z poetą Władysławem Broniewskim i jego bardzo znanym  wierszem ,,Bagnet na broń", którego początek powstał w bardzo szczególnych okolicznościach i wyjątkowym stanie umysłu.  I... i nie napiszę już ani słóweńka, tylko zapraszam do lektury!

A ja idę sobie zrobić herbatkie. 


piątek, 9 października 2015

Hikari...





O! Znowu stoi i się oblizuje. Przed chwilą wyszła z kuchni. I się oblizuje. Nie, nie, nie, ona nic nie jadła,  nie! Ona się tylko oblizuje! Oblizuje się, oblizuje i oblizuje.  Postoi chwilę i znika! No! I za chwilę znowu... stoi...i się oblizuje. Wróciła z kuchni... a co! Znowu się oblizuje... i tak będzie sobie wchodzić i wychodzić. Taaak...  Czasami na chwilę jeszcze usiądzie, lub się położy i będzie się oblizywać. Jedna łapa, druga łapa, pierś z prawej, pierś z lewej... no i tak będzie się oblizywaała, oblizywaała, po czym znów wstanie, i usiądzie... taaak. Będzie na mnie spoglądać oczami głodzonego kota i potem zniknie... by za chwilę wrócić ... oblizując się...i będzie siedziała i będzie się oblizywała, oblizywała i oblizywała... Nie, nie, nie, broń Boże! Ona nic nie jadła! No gdzież by jadła! Ona w ogóle nie ma apetytu! W ogóle nic nie je!  No tak... A że wczoraj była maleńka sr...aczencja, no, może to za dużo powiedziane, ale tak w okolicach tejże konsystencji, no to nie dostanie dzisiaj ,,mokrego,'' a już na pewno nie dostanie mięcha, którego je, no oczywiście, tylko maleńką porcyjkę... z trzema dokładkami - a niech bym spróbowała nie dać dokładki!! -  potem wizytuje jeszcze miskę Guida i Cymeska, żeby tylko sprawdzić, czy wszystko zjedzone, bo nieładnie jest zostawiać! No i teraz właśnie też - OBLIZUJE SIĘ!!!




niedziela, 20 września 2015

Niedzielne o niczym...




Myśl ucieka i pisać się nie da. Dlaczego? Dlatego, że za laptopem leży do góry brzuchem pręgowany, słodki futrzak i co chwila przechyla główkę, i otwiera szeroko oczy pomrukując pytająco: - erymr?- co odczytuję jako : - wszystko w porządku? No jak może być wszystko w porządku, jak nie mogę się skupić? Zresztą cały dzień nie mogę się skupić! Mój organizm nie wytrzymuje ostatnio różnego kalibru i rodzaju stresów, łącznie z  pogodowym, jaki funduje nam nasza ukochana Matka Natura. Oczywiście nie mam do niej pretensji, bo ona też, jak widać, z trudem znosi to, co jej funduje z kolei bezmyślna ludzkość...

 O matko jedyna, właśnie wlazło na stół drugie szczęście i mości się za laptopem, ale widzę, że nie może się ułożyć, tak jakby chciało. Jest czekoladowe i większe od pręgowanego i nie uznaje dzielenia się swoim kawałkiem terytorium. Cymes się zaparł i też nie zamierza opuścić swego miejsca. Guido chwycił go za kark, potem polizał...  i ustąpił... kocha Cymeska. Teraz leży u moich stóp, jak pies...

Wracając do tematu, którego nawet nie zaczęłam jeszcze, a chciałam napisać o miauczeniu.
O miauczeniu? Właśnie. Dzisiejsza pogoda nie była łaskawa dla kotów, więc miałam okazję nasłuchać się kocich komentarzy.



Rano koty różnie oceniały stan pogody. Cymes wyjątkowo szybko uporał się z obchodem ogródka, w którym nie zagrzał żadnego miejsca dłużej niż kilka chwil, poświęcając uwagę wyłącznie ptakom, na które miał wyraźną chętkę, ale gdy sroka obniżyła swój lot i z głośnym skrzeczeniem przeleciała mu nad głową, to jak szalony wpadł do domu, łapiąc po drodze pluszowego szczura i  rzucając w moim kierunku alarmujące mraaa! mraaa!! - pobiegł na górę!!!




Hikari wyszła na chwilę, by sprawdzić co tak przestraszyło Cymeska, ale nic nie przyciągnęło jej uwagi.


Wróciła więc i zupełnie już ignorowała otwarte drzwi, paradując w holu przed lustrem tam i z powrotem, wachlując ogonem i kręcąc pupą, co miało znaczyć, że powinnam wreszcie porządnie ją wyszczotkować i w ogóle tylko jej poświęcić całą swoją uwagę, bo wszak ona jest najważniejsza i najpiękniejsza! Jak zwykle przewracała przy tym oczami i wydawała od czasu do czasu słodkie, wysokie i krótkie, wypowiadane z niewiarygodną dykcją - Miau! Miau! Miau!

Guido zaś łaził z opuszczoną głową i ogonem, stosując narrację lamentacyjną:  - Hęmrrr! Hęęmooojj! Jojojhmrrrr! Łoi-łoł!  Co brzmiało jak: nikt mnie nie kocha...nikt mnie nie lubi... nikt się mną nie zajmuje...nikt mi buzi nie daje... nie wiem gdzie są piórka... coś bym zjadł, sam nie wiem co, ale nie to co jest w misce...  Dźwięki, które wydawał w ogóle nie były kocie!

   - Głowa mnie już boli, od tego waszego jęczenia - powiedziałam - Dzisiaj jest niedziela i ja mam zamiar poświęcić ją wyłącznie sobie, a już na pewno najbliższą godzinę. Idę do łazienki! 
Gdy weszłam do łazienki Cymes czekał już na mnie... z prezentami....



Gdy wyszłam z kabiny prysznicowej, nawet tego nie zauważył - spał jak zabity.



Teraz też śpią... O nie, właśnie weszła Hikari - czas na serek jogurtowy Almette!

wtorek, 8 września 2015

A wczoraj to było tak....






Przeskok z tropiku na Alaskę sprawia, że chodzę jak zombi, nieprzytomna zupełnie. Boże, jak ja  nie lubię, aż tak gwałtownych zmian w pogodzie. Dopada mnie wtedy bezsenność, a potem świadomość, że pod te lata już tak będzie - nie poprawia mi nastroju.

Moje koty natomiast, wczoraj sobie odespały tę zmianę, po to, by późnym popołudniem, ruszyć do ataku na swoją Pańcię! No bo jeśli skończyły się motyle, muchy, ćmy, ważki, świerszcze oraz inne biegające i pełzające stworzonka boże, to została Pańcia! Pańcia jest najlepszą i największą zabawką kota! Ma wszystko co potrzeba! Włosy do czochrania, plecy do wspinania, kolana do wskakiwania, stopy do napadania i podgryzania!!  No i zaczęło się! Guido sobie przypomniał jak to było, zanim jeszcze nie było Cymeska, ani Hikari, a był tylko on! On ukochany i najdroższy!  Najsłodsze czekoladowe maleństwo, które zaczajało się w ciemnym kącie i nagle ruszało na Pańcię z impetem, i z bojowym okrzykiem,  nie bacząc na okoliczności! A potem w nogi! A Pańcia za nim! Łapała i przytulała, całowała, tarmosiła... i wypuszczała. A on się znowu chował i długo nie pokazywał, żeby Pańcię zmartwić, żeby zaczęła szukać..., i żeby ponownie z ciemnego kąta wypaść i łubu-du znowu na Pańcię!
Cymuś, który jest wielkim pragmatykiem, siedział i przyglądał się z miną ironicznie zatroskaną o zdrowie psychiczne, moje i Guida. No cóż, ale gdy już wszystko przeanalizował  w swoim mądrym łebku, nagle zaczął robić tak samo! Bo on, żeby nawet czegoś nie rozumiał, to nie jest gorszy! Bo to jest bardzo ambitny kotek! Tak, że nie ma zmiłuj, Pańcia teraz musi jego dopaść i wytarmosić, wymiziać..., a on będzie uciekał, by znowu napaść na Pańcię, gdy ta schodzi ze schodów i nie przyjdzie mu do główki, że Pańcia może się przewrócić i spaść, a wtedy koniec z jedzonkiem, koniec z zabawami, a może w ogóle koniec z Pańcią i co wtedy?!
A Pinda? Ano Pinda, jak to Pinda, w malowniczej pozie, lubi się przyglądać, udając, że się nie przygląda, tylko tę swoją łapinę liże, i tylko tak tym jednym okiem łypie, a drugie mruży, i na zmianę, i z powrotem, a potem bęc i brzusio wywala i udaje, że śpi z tym swoim uśmiechem brytkowym, a człowiek ma ochotę ją zjeść, z miłości, z tkliwości i z uwielbienia dla stworzenia...
I już!!!




wtorek, 1 września 2015

Problem...



Mimo gorącego poranka, Cymuś rozrabia jak pijany zając, a ja jestem szczęśliwa, jakbym wygrała milion w totka. Człowiek, gdy już złapie kota na punkcie kota, to już nic nie jest ważne... tylko szczęście kota! 
Dwa ostatnie dni tonęłam w rozpaczy, bo Cymes włóczył się po domu smutny, powolny, polegujący, niechętny moim pieszczotom; nawet żadnej myszki mi nie przyniósł... A ja wiedziałam, bo to się wie, że to nie upał jest przyczyną, ale zakłaczenie!
Oczywiście, w takich wypadkach nie można wykluczyć innych dolegliwości, ale gdy kot opuszcza główkę i otwiera bezgłośnie pyszczek, lub pokasłuje, to jestem pewna, że się zakorkował. A że Cymuś wielkim czyściochem jest, to go dopadło, mimo stosowania środków zapobiegawczych, do których należy połykanie trawy i przysmak odkłaczający, podawany co 2-3 dni. Trzeba jednak podkreślić, że latem, gdy upał dokucza, koty liżą się również dla ochłodzenia futerka, więc ilość spożytej sierści jest zdecydowanie większa. Trzeba było zastosować plan B i podać podwójną dawkę pasty odkłaczającej, dwa razy dziennie...
 I nic!   Kot się męczy, ja się męczę!
Podaję strzykawką dodatkową porcję wody, bo ,,mistrz wychlapywania'' napracuje się nad miską i guzik połknie. Mało tego, zaczynam go namawiać do ponownego usiłowania wyrzygania kłaków.
W jaki sposób? Ano przyjmuję odpowiednią  pozycję ,,na czworakach'' i zaczynam udawać, że wymiotuję , baaardzo intensywnie wymiotuję!  Ustawia mnie do pionu wzrok mojego kota, który mówi: - Pańcia, ty się opamiętaj! Nie nas uczyć jak rzygać! Jesteśmy w tym mistrzami! Fakt... co ja robię na tej podłodze? Tracę autorytet!!  
Drugiego dnia, gdy Cymes-żarłok gardzi śniadaniem, jestem przestraszona nie na żarty!
 - Cymeńku skarbie, mówię, jeżeli za godzinę nie pozbędziesz się tego balastu, wzywam Weta! I to na sygnale! Następnie szykuję nową, podwójną porcję pasty.
Cymes patrzy na mnie … odwraca się i biegnie jak szalony na górę. Za chwilę dobiega do mnie najpiękniejsza muzyka świata: RZYGANIE KOTA!!!!

Obejrzałam to co zwrócił... i dopiero się przestraszyłam! Miałam w ręku sporą parówkę  z ubitej sierści... No kochany!  Byłeś w prawdziwym niebezpieczeństwie!

niedziela, 23 sierpnia 2015

Z historią w tle






                                                                                       ,,Historię piszą wygrani, a ofiary mają milczeć.
                                                                                         To budzi mój sprzeciw. Dlatego piszę."

                                                                                                                                    Magdalena Parys

Być może ta rekomendacja jest już nieco spóźniona, bo większość z Was  przeczytała te pozycje, które były dość  szeroko omawiane w mediach, to jednak czuję, że powinnam temu debiutowi - bo jest to debiut, i nie zawaham się podkreślić: debiut bardzo dojrzały - poświęcić i od siebie słów kilka.
Nie będę tu pisać o mnogości wątków i niespodziewanych  zwrotach akcji, ani o trzymaniu w napięciu i zupełnie niespodziewanym zakończeniu, tak TUNELU jak i MAGIKA - nie będę dlatego, bo te książki, poza tym, że są świetnie napisane, mają dla mnie dodatkowo inną wielką wartość, one prowokują  do innego spojrzenia na konsekwencje II wojny światowej. Do innego spojrzenia na zwycięskich i pokonanych. Na dramaty ludzi, których losy kreowała wielka polityka, gdzie często pokonani okazują się zwycięzcami, a  wielkie "brudy", które zawsze towarzyszą "wielkiej polityce", stają się monetą przetargową. Muszę powiedzieć, że właśnie to porusza najbardziej.
Przy okazji dowiedziałam się, że "ćwiczenia" i "gry" na spotkaniach Hitlerjugend, miały charakter   bestialskiego wręcz traktowania siebie nawzajem, w celu wyćwiczenia hartu i wytrzymałości na ból, niszcząc najdrobniejsze oznaki empatii... łamiąc psychikę. Wrażliwi chłopcy protestowali, jednak "wypisać się z Hitlerjugend oznaczało mniej więcej tyle, co wysłać siebie i rodzinę do obozu koncentracyjnego"
I znowu zrodził się we mnie bunt przeciwko wojnie, tak jak po przeczytaniu "1945 WOJNA I POKÓJ" Magdaleny Grzebałkowskiej.

Odnoszę wrażenie, że Magdalena Parys swoimi książkami zaczęła budować most pojednania, między narodem polskim i niemieckim. Wszak tylu Polaków jest w Niemczech, a iluż Niemców w Polsce?! Ona sama mieszka przecież wraz z rodziną w Berlinie! Pisze po polsku - chwała jej! I najpierw wydała w Polsce - chwała jej! A iluż z nas ma rodzinę w Niemczech... my mamy... i aż strach pomyśleć, że mogłoby się zdarzyć, że brat przeciwko bratu stanie......

Polecam TUNEL - bo jest to świetnie skonstruowana powieść sensacyjno-obyczajowa i thriller polityczny w jednym. W Murze Berlińskim było wiele tuneli, ten z książki jest wymyślony przez autorkę, ale czy to ma jakieś znaczenie?  Mam jeszcze taką refleksję... myślę, że książka zawiera tyle niesamowitych historii, że starczyłoby  ich na kilka książek.

Polecam MAGIKA - bo jest to trzymająca w napięciu powieść obyczajowa z wątkiem sensacyjnym - pierwsza część trylogii berlińskiej, "historia ucieczek z komunistycznego "raju", zabójstw na granicy, znikających akt Stasi i tajemnic z przeszłości, które mogą zburzyć spokój nowych niemieckich elit polityczno-gospodarczych". Autorce gratuluję wyobraźni!

Życzę czytania pełnego emocji!

                       

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Pogodowy danse macabre






,,Jak dobrze wstać skoro świt"... bo tylko wtedy  koty i ja możemy cieszyć się latem i mamy chęć do życia. Potem  jest coraz gorzej. Żar, który się leje z nieba, zmusza do pozamykania wszystkich okien, opuszczenia rolet, wysunięcia na maksa markizy nad tarasem, by ostatecznie zmusić nas do  schronienia się w wychłodzonym domu - częściowo dzięki włączonej na krótko klimatyzacji.

Zanim to jednak wszystko nastąpi, musimy zadbać o rośliny. Usuwamy przekwitłe i  spalone słońcem kwiaty. Moim oczkiem w głowie jest mięta, którą widzicie na zdjęciu.
Kupiłam ją w sieciówce i gdy zostały jej dwa badylki i jeden  listek wyrzuciłam ją do śmieci... ale po zastanowieniu wyjęłam i wsadziłam do doniczki ze świeżą, pyszną ziemią, i wyniosłam na taras. No i proszę, jak mi się odwdzięczyła! Czyż nie jest piękna?!
Potem podlewamy z Cymusiem ogród - to znaczy , ja podlewam a Cymes bawi się w wymyśloną przez siebie grę: "zdążę - nie zdążę" przelecieć, zanim dopadnie mnie deszczyk ze zraszacza!
Gdy czuję, że jeszcze jedna czynność i dołączę do grona aniołów, robię sobie pyszną kawę z mlekiem i miodem spadziowym, rozsiadam się na tarasie i wdycham świeże, wilgotne powietrze.
Zapewniam was jednak, że nie ma mi czego zazdrościć, bo wolałabym być młoda, zdrowa i pędzić do pracy, narzekając na ten wściekły upał..., że przesadzam? NIE!

Gdy siedzę na tarasie - koty, które cały czas śledzą mnie, też wracają na taras, by po kolei popisywać się przede mną swoimi, jakże  różnymi sposobami picia wody.

Jej Najjaśniejsza Puszystość Hikari pije wodę z łapki:



Potem przechodzi na tradycyjny sposób



Cymuś zaś, to prawdziwy wirtuoz  picia  z wychlapywaniem:




Myślę, że już nigdy się nie nauczy... i w tym jest jego cały wdzięk!

Guido pił długo, ale nie został przy tej czynności uwieczniony, bo zaszczycił mnie wyłącznie widokiem swojego ogona . Powiedziałam mu, że nie godzi się tak wobec Pańci, ale on był innego zdania. No cóż, kota się nie przekona, kot ma zawsze rację.


Poszłam przygotować sobie  wodę  z cytryną i lodem, i wracając, o mały figiel nie przewróciłam się, zawadzając o Grubą Najjaśniejszą, która z impetem wpadła do salonu, niosąc w pyszczku ważkę! Rzuciła mi ją pod nogi! Tak gorąco, a jej się chciało!!!
Uratowałam ważkę. Była piękna.Skrzydełka lśniły srebrem i kolorami tęczy.
Delikatnie położyłam ją na gałązce tui w nadziei, że natychmiast odleci; ona jednak gdzieś się osunęła. Czyżby była dotkliwie poraniona? Hikari podeszła do żywopłotu i zadarła główkę. Aha, pomyślałam, znaczy gdzieś się zaplątała, może w pajęczą sieć? Rozchyliłam gałązki i wtedy zobaczyłam jej zielony łebek i oczy - tak mi się zdawało - wpatrzone we mnie. - Spokojnie, zaraz będziesz wolna - powiedziałam. Wyciągnęłam rękę, a ona zaczęła się szamotać i zobaczyłam mocną pajęczą nić obejmującą skrzydło. Złapałam tę nić, a ważka niczym helikopter wystrzeliła w górę!
Poczułam radość... ot taką zwyczajną maleńką radość.......


środa, 29 lipca 2015

Pogodowe trzy po trzy...







Uwielbiam piękne poranki, z niebem błękitnym,obłokami białymi i puszystymi jak wata cukrowa.
Lubię wsłuchiwać się w szelest liści ogromnej morwy i w śpiew ptaków buszujących w jej konarach.


Uwielbiam  cymusiowe obchody terytorium, małego bardzo, ale dla niego niezwykle ważnego...


Rozbraja mnie, gdy tak przygląda się swemu cieniowi, jakby zastanawiał się co to za zwierzę, które widzi, a którego nie czuje...


Moja ukochana dziewczynka..., czyż  nie pięknie prezentuje się na tle hortensji w porannym słońcu?


A Guido, czyż nie bije z niego tajemnicze światło o poranku?

...I  nagle słyszymy złowróżbny pomruk i szum jakowyś - patrzymy w okno, a tam po szybach się leje, a niebo jak mleko...


A gdy grube krople dzielą się na mikroskopijne niewidzialne prawie kropelki, którymi miota silny wiatr, to wygląda to jak zamieć deszczowa...




Potem znowu grube krople i maleńka nadzieja na wypogodzenie.


Ślimakom też nie spodobała się taka ilość wody lejąca się z nieba i postanowiły ewakuować się na elewację domu.
Oto jeden z nich - wielki, tłusty i długi, niczym pstrąg, ale w ubranku cymeskopodobnym!


Cymes, który panicznie boi się tylko burzy, a deszczu w ogóle, to jednak w ostatniej chwili zaparkował na tarasie, tuż, tuż przed oberwaniem chmury, by z niezmąconym już spokojem zająć się toaletą swoich mięciutkich łapeczek, bo higiena to podstawa!




Parno strasznie...


Noc wita niebem, które nie zachęca do snucia miłych prognoz na dzień następny - na dokładkę temperatura spada do 9  stopni C.

Smutno mi...

środa, 22 lipca 2015

O cudzie poezji...






Czy lubicie poezję? Czy raczej omijacie  szerokim łukiem księgarniane  półki z tomikami  wierszy?
Wiem, że bardzo wiele osób czyta i nie może się obejść bez wiersza swego powszedniego... zaś tych co nie czytają, bo jak sami twierdzą, nie czują i nie rozumieją... no jeszcze te rymowane, to jako - tako, ale te inne, to już zupełnie nie dla nich... -  to tych właśnie szczególnie  zachęcam  do  sięgnięcia po wybrany tomik, bo a nuż serce zadrży... I doradzam sięgać po tych najlepszych autorów -  bo smak się wyrabia i apetyt.

 Kocham poezję, lubię i podziwiam bardzo wielu poetów, ale jest jedna wyjątkowa poetka, której wiersze są ze mną od czasów młodości durnej, chmurnej i zakochanej, aż po dzień dzisiejszy. To poetka, która niestety, zaczyna dołączać do grona poetów zapomnianych, a to byłaby niepowetowana strata. Nie wolno o takiej poezji zapomnieć; takie wiersze trzeba ocalić od zapomnienia za wszelką cenę, bo  są wyjątkowe! Na przestrzeni mojego długiego życia, nie rozstawałam się z nimi nigdy, nosiłam w torebce, zabierałam na wakacje. Towarzyszyły mi gdy byłam zakochana, zbuntowana, gniewna, zrezygnowana, zawiedziona, pokonana.... Były ze mną, gdy gładziłam ciężarny brzuch, czekając na narodziny mojego syna. Były ze mną, gdy warczałam na świat i na ludzi. Były ze mną, gdy traciłam sens życia... Są ze mną, gdy się boję i gdy odzyskuję nadzieję...
   
Ta poetka to Małgorzata Hillar, zwana często ,,Małgorzatą w krainie czarów" - kultowa poetka lat  sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Dajcie się uwieść wierszom, które dla was wybrałam, są to  wiersze, po które najczęściej sięgam... wybrałam perły spośród pereł...

Oto, tak myślę, najbardziej znany wiersz, z tomiku ,,Prośba do macierzanki"

MY  Z  DRUGIEJ POŁOWY  XX  WIEKU

My z drugiej połowy XX wieku
rozbijający atomy
zdobywcy księżyca
wstydzimy się
miękkich gestów
czułych spojrzeń
ciepłych uśmiechów

Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekceważąco wargi

Kiedy przychodzi miłość
wzruszamy pogardliwie ramionami

Silni cyniczni
z ironicznie zmrużonymi oczami

Dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości




A ten wiersz, czy  nie jest piękną definicją miłości? :

MIŁOŚĆ

   Jest czekaniem
   na niebieski mrok                                            
   na zieloność traw                                                                                            
   na pieszczotę rzęs

       Czekaniem 
       na kroki
       szelesty
       listy
       na pukanie do drzwi

       Czekaniem
        na spełnienie
        trwanie
        zrozumienie
   
        Czekaniem
        na potwierdzenie
        na krzyk protestu

        Czekaniem
        na sen
        na świt
        na koniec świata
            
            ***                  

WSPOMNIENIE TWYCH RĄK

Kiedy wspomnę 
pieszczotę twych rąk
nie jestem już dziewczyną
która spokojnie czesze włosy
ustawia gliniane garnki
na sosnowej półce

Bezradna czuję
jak płomienie twoich palców
zapalają szyję ramiona

Staję tak czasem
w środku dnia
na białej ulicy
i zakrywam ręką usta

Nie mogę przecież krzyczeć

                 ***

Z tomiku ,,Czekanie na Dawida":

RZEKA

Pod dotknięciem
płonącej zapałki
twoich palców
wybucha płomień
tak gwałtowny
jakby w samym piekle
się narodził

Niepohamowany
wciska się
w najdrobniejsze szczeliny
pod paznokcie
pod powieki

Żywioł
nie do ujarzmienia
huczy
pod gorącym niebem
skóry

Jeszcze chwila
a rozsadzi
zaciśnięte źrenice
i wybuchnie
oszalałe morze pożaru

Jeszcze chwila
a rozerwie
niebieskie strumienie
nerwów
i zacznie się
potop ognia

Jeszcze chwila
a

Wtedy
zanurzasz się
we mnie
jak w płonącej rzece

            ***

CZEKANIE

Ty nie wiesz
że jest jabłko
które czeka
na twoje przyjście
żebyś mógł zapytać
co to
i kropla deszczu
żebyś się dziwił
ważąc ją na dłoni

Nie widzisz
jest słońce
dzień noc
chleb
gliniany garnek z masłem
georginia
wilga ptak niewielki
ogień dobry
i ogień który zabija

Nie przeczuwasz
że jest zdziwienie
lęk
i czekanie
na ciebie

Ty nic nie wiesz
mały człowieczy króliczku
mieszkający
w ciemnej norce
mojego brzucha

           ***

LECĄCY NA KSIĘŻYC

Oto wycie
rozsadzające
ściany domu
ściany powietrza

Oto wycie
zwiastujące
początek świata

Zwijają się
z przerażenia
liście drzew
Przestraszone zwierzęta
uciekają

Tylko ludzie
cierpliwie
wytrwale
od wieków
słuchają

Stwórcy wszechmocnego
poprawiać nie chcą

Oto wycie
wzywające
na sąd ostateczny
słuchaczy cierpliwych

Wszelki ból
jest przeciwko naturze
przeciwko ziemi
przeciwko niebu

Lecący na księżyc
posłuchajcie
to wyje człowiek
rodzący człowieka

           ***

KROPLA DESZCZU

Uderzeniem laski
budzicie wodę w skale
Rozmnażacie chleb i ryby
Wynajdujecie koło
alfabet
Wymyślacie grzech
doskonałość
prawo silniejszego
Słońcu
każecie kręcić się dokoła  ziemi
Ziemi
każecie kręcić się
dokoła słońca
Chrystusowie Hammurabiowie
Kolumbowie Oppenheimerowie
Don Kichotowie Don Żuanowie
Sprawujecie rządy dusz
rządy ciał
Wynajdujecie proch
Odkrywacie Ameryki
elektryczność
teorie względności i bezwzględności
Rozpuszczacie pawie ogony pychy
Ważycie wszechświat
Rozwiązujecie równania nieskończoności
prześcigacie dźwięk
Dościgacie światło

A za każdym waszym wynalazkiem
za każdym cudem
techniki i metafizyki
idzie śmierć
Śmierć krzyżowa
Śmierć wszystkich inkwizycji
Śmierć obozów koncentracyjnych
Śmierć atomowa
Coraz doskonalsza
coraz powszechniejsza
coraz bardzie wyszukana
coraz bardziej pomysłowa
coraz bardziej wynalazcza
śmierć

Mistrzowie konsekwencji
Czy dlatego
że w stworzeniu życia
wasz udział jest nikły
jak kropla deszczu
doskonalicie się
w cywilizowaniu umierania

           ***

Z tomu z ,,GOTOWOŚCI DO ZMARTWYCHWSTANIA"

           ***

Mówisz
Ja jestem

Mówisz
Ja mam świat
swój własny
osobny niezależny

tak skomplikowany
że nie jesteś w stanie
go pojąć

Zbudowałam więc
szczelne drzwi do niego

Nie pukaj
Nie otwieraj
Wstęp wzbroniony
Tobie

Mówisz
Ja mam kobietę
swoją własną
wara ci od niej
i kota mam
możesz mu przynieść rybę
lecz połóż ją na progu
mojego świata

Mówisz
Ja mam czas
swój własny i tej kobiety
któremu ty zagrażasz

I spokój mam
swój własny i tej kobiety
którego nie wolno ci naruszyć

Mówisz
Ja jestem

Mówisz
Ja mam świat
swój własny
osobny niezależny

To prawda
mówię
lecz nie byłoby cię
na tym świecie
gdyby nie ja
synku

                 ,,Aby istnieli wielcy poeci, muszą być wielcy czytelnicy"
                                                                                           Walt Whitman



wtorek, 7 lipca 2015

Upał...




Leżę jak ten Dyzio i patrzę w błękit nieba od czasu do czasu. Obłoków nie liczę, bo nie ma ani jednego. Zrobiłem obchód i pogoniłem bąka! Mówię wam był taki wielki i tłusty, że Pańcia  aż się przestraszyła i zaczęła wołać: - Nie rusz go, bo będzie bolało! A mnie honor nie pozwalał, by przerwać polowanie, więc za nim ! W donicę ! W lobelię ! A co mi tam! Niech boli! Ja mu pokażę kto tu rządzi!



I zmęczyłem się... I tak sobie myślę o tych moich pobratymcach wolno żyjących, które szukają teraz wody, bo ludziom nie przyjdzie do głowy wystawić misek z wodą; wiem to od mojej Pańci. Myślę też o tych psach walczących o życie, w zamkniętych samochodach! Tak, tak! Wszyscy oglądaliśmy wiadomości na różnych kanałach i Pańcia powiedziała, że homo sapiens, to gatunek na wyginięciu. Teraz rozpoczął panowanie homo idiotusbezempatikus klikajus!  

Tylko jak tu odpoczywać i myśleć o losach świata, kiedy gołębie,  bądź, co bądź piękne i apetyczne  ptaki, na które niewątpliwie miałbym ochotę, robią tyle hałasu, w poszukiwaniu co smaczniejszych owoców morwy!



Głowa mnie już rozbolała od tego trzepotu skrzydeł!
O, widzę, że Pańcia idzie z talerzykiem,... po co?  Aaaaa - zbiera postrącane owoce, podobno są pyszne i zdrowe. Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Jeszcze parę sekund, bo robi się strasznie gorąco, i postaram się zawlec moje rozleniwione futro do sypialni, gdzie panuje cudowny półmrok i chłód. Guido i Hikari już się powlekli...

Układając się do snu, słyszę jak Pani śpiewa cichutko moją ulubioną piosenkę Franciszka J. Klimka

KOTY, kotki,i kocięta

            Koty, kotki i kocięta
     te na co dzień i od święta,
     te wytworne i te skromne,
     te domowe i bezdomne.
     Koty znane i nieznane,
     koty bliskie i dalekie,
     powiadają: - jesteś panem,
     ale bądźże też - człowiekiem!

      Bo koty są dobre na wszystko:
      na wszystko co życie nam niesie,
      bo koty, to czułość i bliskość
      na wiosnę, na lato, na jesień.

      A zimą, gdy dzień już zbyt krótki
      i chłodnym ogarnia nas cieniem,
      to  k o t - twój przyjaciel malutki
      otuli cię ciepłym mruczeniem.

             koty szare, bure, białe,
             długonogie, długowłose,
             koty duże, koty małe,
             koty w butach, koty bose,
             koty bliskie i dalekie
             te na płocie  i pod płotem,
      powiadają: - bądź c z ł o w i e k i em,
              jeśli nie możesz być kotem.

      Bo koty, to czułość i bliskość
      na zimę, na lato, na jesień
      bo koty są dobre na wszystko:
      na wszystko, co życie ci niesie.

Mrrrrrr - mrrrrrr.... mrrrrrr - mrrrrrrr.....mrrrrrr - mrrrrrrr......


niedziela, 28 czerwca 2015

Senny koszmar



                 Czy nawiedzają was koszmary? Czy przychodzą nocą szczerząc kły, by  potem przez dzień, dwa, lub więcej prześladować was i  zatruwać  wam radość życia? Czy rozpamiętujecie kadr po kadrze znaczenie każdego obrazu, każdego słowa, doszukując się ukrytych znaczeń? Przestróg? Wskazówek?
Opiszę, to może się uwolnię...

           Ciemno. Jedynym oświetleniem jest delikatna warstwa śniegu pokrywająca płaskie pustkowie. W oddali zarys bloków mieszkalnych, podobnych do bunkrów, bez jednego radośnie przywołującego światłem okna.
Jestem sama. Boję się. Tak bardzo bym chciała być już w domu. Skąd ja się w ogóle tu wzięłam i dlaczego odległość od domu wcale się nie zmniejsza, przecież idę!!  Nagle słyszę za sobą kroki...Zmieniam lekko kierunek, by kątem oka sprawdzić z kim mam przyjemność...Dostrzegam postać mężczyzny. Czuję, że ogarnia mnie paniczny strach.  Przyspieszam, kroki za mną  też. Zwalniam, kroki też zwalniają, przyspieszam, kroki też... Boże to znaczy, że jestem zwierzyną! Odzyskuję zimną krew: zwalniam-przyspieszam, przyspieszam-zwalniam. Gdy dom jest na tyle blisko, że może mi się udać - zaczynam biec jak szalona. Dopadam okratowanych drzwi... On jest tuż przy mnie... Chwytam metalowy pręt oparty o ścianę i wbijam go w prześladowcę! Ale to nie jest mój prześladowca - to jest wielki, piękny, czarny pies, który pada i patrzy na mnie błagalnie, a resztkami sił próbuje łapą powiększyć otwór w drzwiach. Jego pysk prosi o pomoc! Zaczynam się wahać, lecz nagle głos wewnętrzny krzyczy: nieeee! Wbijam pręt ponownie!

Biegnę długim korytarzem i wpadam na  przyjaciółkę, która wyrasta przede mną ni stąd, ni zowąd. Mówię jej, że wszystkie okna są zamurowane, tylko w jednym jest  poszarpana moskitiera. Wygląda mi to na włamanie do pokoju, do którego nie wolno nikomu wchodzić. Ona z dziwnym uśmieszkiem na twarzy wyciąga klucz i otwiera pokój, a następnie zamyka stwierdzając, że wszystko jest w najlepszym porządku. Coś ty zrobiła, krzyczę na nią i biegnę do swojego mieszkania. Rygluję drzwi i zrzucając wierzchnie odzienie, wskakuję do łóżka, bo trzęsę się z zimna i ze strachu. Wtedy obejmują mnie gorące, czułe ramiona, a ja nie dowierzam, że mogę jeszcze czuć taką słodycz. Nadchodzi ranek.  Czuję zapach skórzanej kurtki. Wstałeś już? - pytam nie  otwierając oczu. Podnoszę głowę... przecież to jest obca twarz... ale nie do końca... kogoś mi  przypomina ... usiłuję sobie przypomnieć... Tężeję w środku... zaczynam się bać... I gdzie ja w ogóle jestem?!

Budzę się przerażona...

piątek, 19 czerwca 2015

Krótko...




- Wiesz, że trochę zmarzłam Guidku, może pobiegamy?
- Nie widzisz, że pozuję!
- Wtedy gdy jest słońce, to uciekasz od obiektywu, a zdjęcia bez dobrego oświetlenia są płaskie i nieciekawe. Zobaczysz Pańcia ich nie opublikuje...


- Zaraz pobiegamy, tylko jeszcze jedna mina...


- Smutna ta twoja nowa mina... chodź się lepiej bawić, tym bardziej, że Cymes nadchodzi.  Ten to zaraz pierś wypnie!


- A nie mówiłam? Myślę, że tylko mnie brakuje do kompletu w tej scenerii...


- O matusiu! Jak ja źle wyszłam! Przecież ja jestem słodka, a tu taka jakaś jędzowata!
- Bo jesteś jędzowata, mruknął Cymes, który znowu zaczął sprawdzać co się dzieje tam, gdzie go nie ma...


I wtedy spoza chmur wyszło słońce... 


Dla mnie słońce zawsze świeci, bo przy mnie są one - moje niezwykłe koty...
I dopowiem słowami Franciszka J. Klimka:

WEŹ KOTA

Jeśli los ci doskwiera boleśnie
i rozwściecza znajoma tępota,
to zrób to, co słyszałeś już wcześniej:
           weź  k o t a.

Jeśli wokół panoszą się wieprze
i rozrasta się zwykła hołota,
to zrób to, co dla ciebie najlepsze:
           weź  k o t a.

Jeśli kryzys ci zdrowie rujnuje,
lub zawiodła cię bliska istota,
to zrób to, co niewiele kosztuje:
           weź  k o t a.

Jeśli zbyt ci samotność dokuczy,
a twe serce w rozterkach się miota,
to znajdź coś, co ci miłość wymruczy
            weź  k o t a.

       *******************

            A gdy weźmiesz
            i po jakimś czasie
powiesz, że nic ci nie dało kocisko,
             wtedy odpowiem,
          że w tej ludzkiej masie
            na drabinie ewolucji
          jesteś trochę za nisko.