czwartek, 21 grudnia 2017

Już niedługo Święta...






    Już słychać kolędy, już przed domami Las Vegas po polsku, już niektórzy chowają w zakamarkach domu prezenty gwiazdkowe, inni powiadają, że w tym roku prezentów nie będzie, bo ich nie stać, bo ceny na artykuły spożywcze poszły tak w górę, że i 500+  nie pomoże... Ale dzieciom trzeba kupić, nie może być inaczej. Dzieci trzeba uszczęśliwić.... koniecznie.... ale mądrze.

Ja robię wszystko, żeby wygrzebać z pamięci przedświąteczny nastrój, tę radość pełną magii i szczęścia... ale... no właśnie ALE....
Miałam napisać dalszy ciąg o Frygo i Amado i ich relacjach z Michasiem... na razie nie napiszę,  na razie zbyt boli zaginięcie Fryga...

Przerwałam pisanie na trzy dni, bo dowiedziałam się,  że Frygo nie żyje . Wpadł pod samochód.
Sąsiad mi powiedział. Zapytany, czy nie wie nic o Frygusiu, długo patrzył mi w oczy, wreszcie  odparł: - To pani nic nie wie?  - Nie żyje... tak?  -  powiedziałam zduszonym głosem. Patrzył na mnie i milczał. A więc nie  żyje... dlaczego mi pan nie powiedział?....  -  Bo bałem się, że pani serce pęknie...
Znał doskonale oba kociaki i podobnie jak ja był zachwycony pręgowanym Frygo.
Ten kociak był niezwykły. A ja nie mogę sobie poradzić z poczuciem winy. Na pocieszenie mam tylko to, że do ostatnich chwil, był kotkiem bardzo szczęśliwym; miał miłość moją i Michasia, jedzonka, ile tylko zmieściło mu się w brzuszku i to pysznego, i zabawki i budkę z ciągle świeżym posłaniem....
Skarbie mój, biegaj radośnie za Tęczowym Mostem....

Kochani moi, życzę Wam cudownych  Świąt Bożego Narodzenia,  pełnych radości, szczęścia,  wzajemnego zrozumienia, nadziei i pojednania.


poniedziałek, 27 listopada 2017

Takie tam... jesienne pozostałości...





   - No, nareszcie dotarłam do domu, tylko.... zaraz, zaraz....wywaliłam wszystko z torby i nie widzę telefonu... cholera! zgubiłam telefon!
   - Jaki telefon?! - pytam.
   - Jak to jaki?! komórkowy!
   - Chyba się przesłyszałam, kobieto, ogarnij się!
   - No co, ogarnij się! Co ja teraz zrobię bez telefonu?!
   - A co trzymasz przy uchu, gdy ze mną rozmawiasz?!!!
   - Niech mnie cholera! - wrzasnęła.

Śmiałam się do łez!!! Natomiast moja znajoma zaczęła, trochę jakby ze strachem, analizować to, co się stało :
    - Wiesz, to wszystko przez ten automatyzm. Zawsze jak wchodzę do domu,  pierwsze co robię, to wyjmuję z torby telefon... tyle, że dzisiaj zaczęłam z tobą gadać, zanim weszłam do bloku... no i się narobiło.
   - Pan Hilary miał podobny problem - mówię - tyle, że z okularami. Nasz mózg włącza automatycznego pilota i wówczas  potrafi nam płatać różne figle! ...taaak... szczególnie pod te lata  już tak będzie.

Ta rozmowa, nie tylko mnie rozśmieszyła, ale i rozładowała jakieś moje wewnętrzne napięcia, spowodowane kaprysami pogody i ... różnymi złymi wiadomościami.
Cymesik, który jest barometrem moich nastrojów, w mig rozpoznał, że będzie mnie łatwo przekonać o konieczności wyjścia do ogródka, tym bardziej, że właśnie słoneczko wyszło zza chmur. Jemu zawsze ulegnę, bo ten kot ma niezwykłą zdolność przekonywania. I dobrze się stało, bo gdybym nie wyszła, to nie zobaczyłabym pięknego motyla.





Ani pięknie przebarwionych liści  dzikiego wina....


Koty też wyszły, by  poskubać trawkę i rozejrzeć się...



Niestety, mocno rozczarowane, bardzo szybko wróciły do domu. Muszę powiedzieć, że coraz częściej mnie zadziwiają swoim rozsądkiem. No cóż, 7+ swoje robi. Dojrzałe, mądre, zrównoważone... Ech! trochę szkoda!
Na szczęście wciąż uwielbiają się bawić i bardzo się tego domagają, więc musiałam im wynagrodzić krótki pobyt w zimnym ogródku - fajną zabawą w ciepłym domu! Nagle Cymes przerwał zabawę i jak szalony pobiegł na parapet kuchenny... a tam...?
No nieee! To ja już wiem, kto przewraca kocie miski przed domem !



Ten wpis - to już przeszłość. Czas tak szybko leci...

czwartek, 26 października 2017

Po przerwie....





Ciężko mi wrócić do pisania po tak długiej przerwie.  Czuję coś w rodzaju wstydu pomieszanego z lękiem... tylko dlaczego wstydu?
Może na rozgrzewkę, opiszę mój sen. Śnił mi się  śp. mąż, a śni mi się rzadko, więc już śniąc, byłam zaskoczona.

   - No! Zbieraj się - powiedział.
   - A to niby dokąd?  gdzie? - pytam, doskonale wiedząc o co mu chodzi.
   - Jak to gdzie? Dawno cię nie widziałem.
   - Taaak...?! tylko, że ja mam koty! Nie mogę ich opuścić!
   - Nigdy nie byłem najważniejszy! Zawsze na pierwszym miejscu były koty.
   - Wiesz.... chciałam coś powiedzieć, ale się obudziłam.

Za parę dni, po tym śnie, otwieram drzwi na taras, zachwycona porankiem ciepłym, słonecznym i pięknym - bo dotąd tylko lało i wiało - by wypuścić koty spragnione wyjścia, które jednym susem znalazły się na trawie. Ja za nimi, na taras, wołając, żeby były ostrożne, bo gdzieś może spać jakiś obcy kot !  I wtedy... łubu-du! Leżę! Poślizgnęłam się na paru kroplach wody! Leżę i myślę: wstanę, czy nie wstanę? Koty mnie otoczyły, miauczą pytająco, a ja się gramolę, powoli, powolutku, ostrożnie, wstaję... Wstałam! Idę!
   - No, kochany! Nie próżnujesz! Widzę, że naprawdę stęskniłeś się za mną...  ale daruj sobie... musisz jeszcze trochę poczekać! Ja mam koty!

Tym bardziej, że Michaś ma braci, o rok młodszych...


Oto Frygo pręgowany i Amado łaciaty.

To było w połowie lipca. Szykuję Michasiowi kolację, bo siedzi na parapecie kuchennym, informując mnie w ten sposób, że już się nabiegał i jest głodny. Ale zauważam, że jest jakiś nerwowy; kręci się, wychyla, biega tam i z powrotem. Coś się musi dziać - myślę.
Wychodzę z jedzonkiem, światło mi na ganku gaśnie, więc słabiej widzę, ale  wyraźnie coś malutkiego czai  się przy budce. Zapalam światło, a to pręgowane maleństwo, siedzi nad miseczką i czeka.... i wcale się nie boi. Gdy napełnił brzuszek, wskoczył do górnej budki, zwinął się w kłębek, pozwolił się pogłaskać i zasnął.
Nie! Nieee! Nieeeeee! To niemożliwe, ja chyba śnię! Takiego kotka, ja w życiu nie spotkałam!

Michaś szalał! Nie był w stanie spokojnie jeść. Co chwila zaglądał do budki, wskakiwał na budkę, zaglądał od góry, wracał do miski, lizał się nerwowo.... Wreszcie zmęczony, wlazł do swojego dolnego apartamentu. Ja zaś zamknęłam drzwi myśląc: - Niech się dzieje wola nieba! No cóż, to jest początek nowej historii...

Następnego dnia, rankiem, gdy otworzyłam drzwi, ulubione miejscówki Michasia były zajęte!



Łagodne, pełne wdzięku i zaufania pręgowane maleństwo - na budce.


Olśniewająco piękny, prawie dwa razy większy, łaciaty i nieufny - razem z matką, w ulubionym miejscu Michasia  w ogródku ...


No i Michaś... zasępiony i smutny.
   - Halo! Halo, Michaś! Mamy problem!

To na dzisiaj tyle...

Dziękuję wszystkim, którzy cierpliwie czekali, czytając stare posty - o czym wiem, przeglądając statystyki Bloggera.

DZIĘKUJĘ  i serdecznie pozdrawiam !


środa, 26 kwietnia 2017

Dorastanie Michasia...




           W środku aż mnie trzęsie ze zdenerwowania. Mija druga doba, pada i jest zimno, a jego nie ma!
Wyobrażam sobie straszne sceny; pogryzły go stare kocury, wpadł pod samochód i leży gdzieś ranny, potrzebujący pomocy... postrzelili go na ogródkach działkowych, tak jak kiedyś Kubusia... pobiegł tak daleko, że nie może odnaleźć drogi...
Muszę zmierzyć ciśnienie! Zakładam okulary, a za oknem... Michaś drze mordę!
    - Ty cholero spod ciemnej gwiazdy! Ty małpiszonie! Jak możesz mi to robić!
    - Już jestem! Już się znalazłem! Jestem głooooodny!!!
    - Idę Michasiu, idę! Moje słoneczko kochane! Już daję jedzonko! Ty moje szczęście jedyne! Gdzieś ty był?! Jaki ty jesteś mokry!
Patrzę z czułością jak wcina jedzenie. Pierwszy raz widzę u niego taką żarłoczność.
No, to ma nauczkę. Przekonał się, mam nadzieję, że nie ma jak u Pańci. Teraz powinien iść do budki, zagrzać się, odespać. Jest taki chudy, że nie mogę na niego patrzeć. Po tych przeżyciach, na pewno nie odważy się odejść tak daleko i na tak długo.

Michaś najadł się, wskoczył na budkę, dokonał dokładnej toalety, wylizując każdy centymetr dostępnego mu ciałka. Potem przeciągnął się, ziewnął - no a teraz do budki, spać, pomyślałam - nastroszył uszki i .....poooszeeedł!

Już nie panuję nad nim! Nad nim panuje natura! To KOT! Drapieżnik! Wolny jak wiatr! Nie da się go zamknąć w domu. To nie jest kot kanapowy. Podejrzewam też, że się zakochał i chucią myśli... wszechogarniającą... pewnie jeszcze dla niego do końca niezrozumiałą, bo pierwszą... To ona dodaje mu odwagi, prowadzi w noc i deszcz, zamiast w ciepłe pledy...  
Oczywiście, że myślę o kastracji, ale jak skończy rok. Nie chcę mu zaburzać odporności i rozwoju hormonalnego, skoro ma zostać na wolności.
Mam nadzieję, że nie narobił jeszcze dzieci?
Nachodzi mnie też taka myśl, że jak go zapoznam z weterynarzem, to on mi tego nie daruje i opuści mnie na zawsze... bez jaj... ale z nieokiełznanym pragnieniem wolności.


wtorek, 18 kwietnia 2017

Stan mojego ducha...




         No tak, właśnie...  Jestem jak rozdarta sosna... Tyle, że Żeromski nie ma tu nic do rzeczy.
Jeżeli już, to dualizm ontologiczny; nie wiem tylko, czy skrajny, czy umiarkowany. Dowodzić tego jednak nie będę.  

Natomiast bardzo chętnie sprawdzę, jak to zrobił  Andrzej Ballo, w swojej książce  pt. " Dowód ontologiczny". 
Podejrzewam, że sposób w jaki go przeprowadził, da mi wiele satysfakcji, ale może mnie też miejscami mocno zirytować; wszak to poeta i pisarz kontrowersyjny i nietuzinkowy. Myślę też, że na wyzwalaniu takich właśnie emocji, autorowi bardzo zależy.

Po książce spodziewam się też wiele dobrego humoru, przyprawionego sarkazmem, ironią, cynizmem, złośliwą oceną różnych zachowań, jak również propozycji nowych norm i reguł...
Czego jeszcze...? Może jeszcze walki ze schematami i fajnej rozmowy z bohaterem książki...    Na to liczę! Liczę też, że oczyści mnie z moich własnych negatywnych emocji.
Powinna być już u mnie za dzień lub dwa. Odłożę dla niej nawet czytany obecnie  Dziennik 1915-1941 Chwile wolności - Virginii Woolf .

No proszę... i zupełnie niespodziewanie, napisałam krótką zachętę do przeczytania książki, której jeszcze nie czytałam.
Zalegam z zachętami, a ta mi wyszła sama z siebie. Może coś się we mnie przełamuje...?


Bardzo podoba mi się okładka książki... czas, przestrzeń, byt, istnienie, matematyka....

sobota, 1 kwietnia 2017

Pręgowany protest...





- Zrobiłem trzy rundy... a ty nic! Przecież wiesz doskonale, że to na znak protestu przeciwko więzieniu nas w domu, w taką piękną, słoneczną pogodę! Pańciu kochana, wiesz, że mnie wtedy nosi i w żaden sposób nie mogę tego opanować!
Rusz się kobieto i otwórz te drzwi!


-Teraz jak zrobię rundę, to będę zrzucał wszystko, co napotkam po drodze!
- Jestem gotowa przez to przejść. A ten twój bezczelny pyszczek, tylko mnie rozśmiesza.



- No, ale ja mówię poważnie !
- Cymesku kochany, ale ja też mówię poważnie, że teraz wychodzę w bardzo ważnej sprawie, a wy  nie możecie zostać same w ogródku. Wpadnie Kropek, albo jakiś inny koci zabijaka, a ty się znowu wdasz w bójkę i trzeba będzie jechać do Weta...
A poza tym  wspominałam ci o takich kocich dziadach, które potrafią zrobić bardzo dużo złych rzeczy, takim dobrze ułożonym kotkom, jak wy.



Kocie dziady... też wymyśliła! Chce nas nastraszyć.


- Źle to rozegrałem. Mogłem najpierw zastosować  numer z brzuszkiem do góry i łaszeniem się do nóg... a potem głęboko spojrzeć w oczy i włączyć mruczenie... i jeszcze powinienem jej zanieść to  ulubione, duże, aksamitne serce!  Wtedy by uległa... może...
Zrobię to teraz i wymuszę przyrzeczenie, że postara się szybko wrócić. Wiem, ze ma ostatnio bardzo dużo ważnych spraw na głowie... wiem...
Ale jest taka piękna pogoda!



wtorek, 21 marca 2017

Morze nieopublikowanych postów...





Tu jeden, tam drugi i trzeci; wszystkie niedokończone, niewygładzone. W jednym tylko tekst, w  innym same zdjęcia... przeterminowane... niektóre ze śniegiem...  A ze wszystkich bije pytanie: - Po co komu taki naiwny blog ? Świat się wali, a ja o kotach... lub o książkach trochę wtrąceń. No, jakby nie było, starałam się zachęcić do przeczytania 24. książek w ciągu roku. Tak... Niektórzy powiadają, że za trudne, za ciężkie gatunkowo, do zastanowienia, do przemyślenia, a czasy takie, że trzeba odpocząć, gładko przejść przez strony, uśmiechnąć się...no tak.... Nie można się nie zgodzić. Ale zgodzić też nie. Nastały czasy szklanki do połowy pustej i szklanki do połowy pełnej.

Zapowiadałam wysyp zachęt - bo piszę zachęty, a nie recenzje - a tu klops! Wpadłam w dziurę i nawet światełka w tunelu nie widzę. Zatrzasnęłam się w sobie i, kurczę, pogubiłam wszystkie klucze!
Jestem na emigracji...wewnętrznej. Muszę przez to przejść. Odpocząć od zgiełku, jazgotu, popisu mądrości wszelakiej.
O, Ucho se obejrzę. "Ucho prezesa", ma się rozumieć! Muzyki słucham. Nerwy koję. No i oczywiście czytam.

Przygotowuję się też do wiosny. Razem z kotami uporządkowaliśmy ogródek, poprzycinaliśmy hortensje, tawułę i róże. Zagrabiliśmy trawę z szarej martwoty.

Cymes pozował do zdjęcia z hortensjami tuż przed ich obcięciem.


A Hikari jaśniała w cieniu, niczym gwiazda poranna, moja Bellagabarita !


Cymesik, oczywiście chciał mi pomóc, ale stwierdził, że narzędzia są dla niego wysoce nieergonomiczne.



Na dworze było szaro i zimno, więc dałam hasło do odwrotu, ale posłuszeństwa nie było. Oznajmiłam więc, że liczę do trzech i zamykam drzwi; jak nie wrócą, to mogą sobie iść w cały świat.



   - No i co teraz będzie? Guido, gdzie jest ten Cały Świat? Może tamtędy wejdziemy do domu?



 - Cicho Maleńka, Cały Świat zaczyna się za ogrodzeniem, jest groźny i dla nas nieprzyjazny... Pańcia by nam tego nie zrobiła, tylko tak straszy...

  - A Michaś? On tam żyje i się nie boi, tego Całego Świata?

  -  On tam się urodził i Cały Świat należy do niego, jest jego domem i chociaż dla niego jest też niebezpieczny, to sama widziałaś, woli go bardziej, niż nasz bezpieczny dom.

   - No, teraz to nas Pańcia wpuści, bo będziemy w komplecie. Cymes nadciąga!


Fakt! Cymesik nadciągał niczym tornado! Mało noska nie rozbił o szybę, w ostatniej chwili otworzyłam drzwi! Mam całą bandę w domu! A jakie szczęśliwe są!
Od czasu do czasu muszę  pokazać, kto jednak rządzi w tym domu.



czwartek, 16 lutego 2017

MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ KOTA 2017



Jak ten czas leci! Znowu obchodzimy najmilszy, najbardziej puszysty i najbardziej zarozumiały dzień w roku -  Międzynarodowy Dzień Kota !
Na początek zacytuję Marka Twaina, który zwykł mawiać:

,,Gdyby człowieka skrzyżować z kotem, skorzystałby na tym człowiek, a stracił kot"

Mój ulubiony Franciszek J. Klimek, jakby kontynuując myśl Twaina, napisał w wierszu pt. CYTAT:

KOT - to brzmi dumnie,
   przynajmniej u mnie
i to przemyśleć bracie chciej.
   Ktoś pewnie powie:
- D u m n i e - brzmiał człowiek !
                    Prawda.
Lecz teraz już coraz mniej...

Hikari, Guidusiu, Cymesiu... - gdyby nie wy, miałabym mniej powodów do walki o zdrowie. Kocham was miłością bezwarunkową! Bubuniu, Michasiu - kocham was i podziwiam! I to wam dedykuję wiersz Ryszarda Marka Grońskiego:

Kot proroka

Wpatrzony w nocne niebo -
Światła gwiazd, iskry komet
Jak góra nieruchomy
Siedział prorok Mahomet

Siedział tak wiele godzin,
Zamiast spać w miękkim puchu.
Spytany:
              - O co chodzi,
Czemu tak siedział bez ruchu?
Rzekł:
              - Pragnę, aby wszystkim
Przyczyna była znana.
Nie mogłem się poruszyć -
Kot spał mi na kolanach.

Jestem sławnym prorokiem,
Osądzam grzechy cudze.
A ten kot wierzył we mnie,
Że ja go nie obudzę...
 

Wszystkim kotom na całym świecie, życzę by nigdy nie zawiodły się na człowieku.

    - Człowieku, słyszysz!!! Bo nieprawdą jest, że kot zawsze sobie da radę!

Nie wiem, czy dałyby sobie radę: Jaśka, Flora, Mila, Kropek.... i inne.

Kotom, które mają wspaniałe domy i kochających ludzi, życzę aby były zdrowe i radosne, i żeby nam w końcu zdradziły o czym śnią, gdy śpią. Gdy we śnie przebierają łapkami, ruszają wąsami i machają ogonami. Ale czasami ich mięśnie pyszczka drgają nerwowo, łapki poruszają się szybciej... czyżby jakiś koszmar...? Głaszczę wtedy delikatnie i szepczę: - ciiicho, cichutko... już dobrze, jestem przy tobie...

,,Razem  - człowiek i kot - próbujemy pokonać to, co nas od siebie dzieli" - tak brzmi ostatnie zdanie książki Doris Lessing pt. ,,O kotach".


środa, 8 lutego 2017

Michaś... i kto kogo wychowuje...??





Czy można go nie kochać? Nie, nie można go nie kochać! Gdyby zamieszkał z nami, życie dla mnie byłoby łatwiejsze. Niestety, Michaś zdania nie zmienia, trwając niezłomnie przy swoim.
 Wolność ceni sobie ponad wszystko.  Sam podejmuje decyzje o każdej chwili swojego życia... no, prawie każdej, bo jednak bardzo liczy się z moim zdaniem.  Przychodzi na wezwanie. Wie, że nie może wychodzić na ulicę, widzi jak się o niego boję i to rozumie... i to jest niesamowite! Przejęłam rolę matki w uczeniu go życia! Ufa mi. Ale gdy zabieram go do domu na krótką wizytę, to potem, gdy oddaję go światu, trzyma się ode mnie na dystans, przez jakiś czas, chyba, że niosę jedzonko.

Nie mogę wyjść z podziwu, że nawet w czasie silnego mrozu, gdy pada śnieg lub marznąca mżawka, potrafi się bawić piłeczką lub mordować pluszową mysz i to nie tylko przez kilka lub kilkanaście minut, ale przez godzinę i dłużej, a ja podglądając go,  zastanawiam się skąd u niego tyle energii, gdy zima nie rozpieszcza, a mróz kłuje w łapeczki. Tylko, że ile można leżeć w budzie, prawda? Nawet jeśli tam cieplutko? Do tego jeszcze doszły mu dodatkowe zajęcia związane z obroną terytorium! Pańcia niby to rozumie kocią naturę i wie, że dla kota najważniejszą rzeczą jest nie wpuścić obcego! A tu co? Jak grzyby po deszczu powyrastały budki! Tu budka! Tam budka!  Kurde, co to ma znaczyć?! No więc jak się kot wybiega, wybawi, naje i zanim się położy we własnej luksusowej budzie - robi rozpierduchę w trzech innych, mimo, że w jednej matka rodzona Mila, w drugiej domniemany ojciec Kropek Subtelny Bandzior, a w trzeciej Jaśka przyjaciółka, choć już nie tak bardzo. Wszystkich trzeba powyrzucać! Wszystkich! Poczekaj do wiosny, mówię, teraz daj im przeżyć tę zimę.







- Ładny ptaszek... duży... ale zanim dobiegnę odleci... ale spróbuję.



- No, niestety... odleciał. Szkoda. Chętnie bym się z nim zapoznał... pobawił....



- Nie ma to jak piłeczki i myszki... na razie pluszowe... hm, jeszcze żywej nie widziałem, ale trening czyni mistrza, więc jak mi żywa wpadnie pod pazur to ... ech, rozmarzyłem się. 







- Ooo! Widzę, że nie tylko Pańcia mnie podgląda! Ta arystokracja też! Piecuchy-leniuchy!
                                                                                                                                                               


- Muszę oczyścić piłeczkę ze śniegu i schować, tam gdzie zawsze... nie znoszę bałaganu!



Pańcia woła na jedzonko! Ciekawe, co teraz dostanę? Potem wskoczę do budki, wtulę się w polarowe kocyki i  jasieczki. Nawet ściany budki są polarem wyłożone! Szkoda tylko, że Pańcia nie chce się położyć koło mnie, mimo, że ciągnę jej rękę do środka i przytulam się do niej.
- Wprowadź się do nas Michasiu - mówi do mnie. - Nieee, to nie dla mnie - myślę, to nie mój świat...
- Nic nie wiadomo Michasiu, nic nie wiadomo...- myśli Pańcia i dodaje: - Śpij... kocham cię, bardzo, bardzo.