Niedziela 23 listopad
- Jak myślisz, Pani będzie dziś grabić?
- Powiedziała, że już grabi nie dotknie.
- Taaa, a słyszysz to co ja słyszę? Ubiera się...
- Może wyjdzie na tamtą stronę, karmić swoje głodomory...
- Zobacz, idzie w naszą stronę! Hurrra! Wychodzimy!
Cymes nie zdążył się nawet rozejrzeć na boki, jak to zwykle czyni, tylko odbiwszy się od progu niczym
kangur, ruszył w kierunku słodkiego ptasiego trelu, który dobiegał z zarośli.
Ptaszek nawet nie drgnął. Miałam wrażenie, że patrzy na Cymeska z niewiarą i pogardą dla jego
łowieckich umiejętności. No i nie pomyliłam się. Chwilę jeszcze pośpiewał nie ruszając się z miejsca, zlany ze środowiskiem i ...miałam wrażenie, że odlatując zrobił kupę. Nooo, pomyślałam: Cymesku, twojemu duchowi dano w pysk!
Hikari przysiadła na stole, który chwilę potem został umyty, złożony i wniesiony do domu.
Guido wyszedł, postał w mokrej trawie i z obrzydzeniem na pyszczku wrócił do domu, a w ślad za nim Hikari. Gdy zaczęłam grabić towarzyszył mi Cymesik, z wielką powagą obchodząc wszystkie kopki z liści .
Hikari natomiast, co chwila wypadała z domu z szybkością komety, by wskoczyć w sam środek kopki i natychmiast zwiać! Jejku, jak ona wtedy wygląda! Już parę razy usiłowałam opisać ten olbrzymi kłębek
wełny, lub raczej obłoczek z uszkami i ogonkiem... ale tego nie da się opisać!
Dokładnie tak. To trzeba złapać i zjeść.
OdpowiedzUsuń... trochę może szkoda...?
Usuń